środa, 17 października 2018

Ciemna strona mocy

Obserwujecie stronę Franka na FB, jego profil na instagramie? Jeśli tak, to widzicie tam szczęśliwego dzieciaka. To prawdziwy obraz. Aż chciałoby się powiedzieć - stan pełnej szczęśliwości, prawda? I tak i nie. Byłby takim, gdyby nie zmiany w Ustawie o finansowaniu zadań oświatowych, które mocno uderzyły w dzieci niepełnosprawne, najmocniej chyba w te z edukacji domowej, o której najwyraźniej ustawodawcy zapomnieli.


Czego to znowu się czepiamy, zapytacie. Postaram się opisać to w miarę prosto i krótko - od 1.09 br. przedszkola i szkoły nie mogą zatrudniać specjalistów pracujących z dziećmi niepełnosprawnymi na podstawie umów-zleceń czy też przyjmować od nich rachunków/faktur. Zarówno nauczyciele jak i specjaliści mogą być zatrudniani wyłącznie na umowy o pracę. Oprócz tego terapeuta / pedagog / nauczyciel chcący dodatkowo pracować w jakiejś szkole/przedszkolu musi prosić o zgodę swojego przełożonego z pierwszego miejsca zatrudnienia.
O ile w przypadku nauczycieli, dla których praca w danej placówce jest pierwszym miejscem pracy, powody wprowadzenia zapisu dot. konieczności zatrudniania na umowę o pracę są dość oczywiste i faktycznie likwidują patologię (zatrudnianie na umowy zlecenia nawet przez kilka lat z rzędu), o tyle w przypadku terapeutów pracujących z dziećmi niepełnosprawnymi już nie (powody podaję w dalszej części tekstu).
Smutne jest to, że jeszcze na początku tego roku szkolnego nikt nie był w stanie zinterpretować nowych przepisów - zapisy Ustawy i art. 10A Karty Nauczyciela zawierały sprzeczne informacje i przez to były trudne do zinterpretowania. Nawet minister Zalewska w jednej z wypowiedzi publicznych wyjaśniała, że faktury od terapeutów rozliczać można, by kilka dni później rakiem się z tego stwierdzenia wycofać w interpretacji przepisów opublikowanej na stronie MEN.
Cały wrzesień trwała szarpanina interpretacyjna - jedni się bali bardziej, inni mniej. Wielu wierzyło, że uda się znaleźć jakieś wyjście, że przepisy zostaną zinterpretowane na korzyść dzieci niepełnosprawnych lub zmienione, wierzyli, ze może doszło do jakiegoś niedopatrzenia. Takie sygnały docierały z MENu, od dyrektorów piszących pisma, rozmawiających z ministerstwem. 
Z drugiej strony jednak, może pamiętacie, jak pisałam tutaj, że znajoma mama usłyszała na infolinii MEN, że jeśli szkoła nie zapewni jej dziecku terapii SI, wówczas owa mama ma tę terapię prywatnie opłacić. Jak dziś się dowiedziałam, nie był to odosobniony przypadek - podobnej rady udzieliła innej znajomej pracownica MEN na ministerialnej infolinii. 

Podam tu tylko kilka przykładów z licznych rozmów z terapeutami, rodzicami, nauczycielami, które odbyłam w ciagu ostatniego miesiąca, byście zrozumieli, jakie konsekwencje dla wielu dzieci niepełnosprawnych mają już lub będą miały za chwilę nowe przepisy
Znajoma terapeutka chciała mieć kilka godzin w przedszkolu w swoim (małym) mieście. Dyrektorka z jej szkoły musiała więc wyrazić pozwolenie na jej zatrudnienie w przedszkolu. Terapeutka ta do ubiegłego roku szkolnego miała w owym przedszkolu kilka godzin zajęć z dziećmi niepełnosprawnymi i nie robiła z tego tajemnicy. Sądziła więc, że ta zgoda będzie formalnością. Niestety obie panie dyrektor sympatią się nie darzą, więc terapeutka zgody nie otrzymała. Rezultat - dzieciaki straciły terapeutkę, z którą pracowały w ubiegłym roku. Nie wiem, czy takie lokalne piekiełko to częsta sytuacja, faktem jednak jest, że część terapeutów nie chce pracować na umowy o pracę, bo prowadzą działalność gospodarczą. Ich wybór, ich prawo. Rezygnują więc z pracy w placówkach, bo wolą ten czas poświęcić na pracę we własnym gabinecie. Do tego też mają prawo. Terapeuci przychodzą do placówek na kilka godzin w tygodniu, nie mają kontaktu z grupą/klasą a jedynie z danym dzieckiem - dlaczego więc mają ich obejmować te same przepisy co nauczycieli? Co ważne, zatrudnianie terapeutów na umowy o pracę powoduje drastyczny wzrost kosztów zatrudnienia, co z kolei sprawia, że subwencja na dziecko niepełnosprawne realnie się obniża - część z tych pieniędzy wraca do budżetu państwa w formie kosztów zatrudnienia. Przez to maleją więc możliwości zapewnienia odpowiedniego wsparcia dla uczniów niepełnosprawnych. Pewna dyrektorka, z którą rozmawiałam w ostatnim czasie, postanowiła w związku z tym, że od przyszłego roku przestaje przyjmować dzieci niepełnosprawne do swojej niepublicznej placówki. Za duże koszty, za dużo problemów.
A co z dziećmi?
Przeczytajcie proszę wypowiedź mamy Józka, Bogusi, którą popełniła na moją prośbę. Józek od kilku lat uczy się w edukacji domowej. Mam nadzieję, że po tej lekturze zrozumiecie, w jak dramatycznej sytuacji znalazły się dzieci niepełnosprawne w ED.

"Temat fobii szkolnej poznałam kilka lat temu. Mój nastoletni syn z autyzmem, doświadczający przemocy rówieśniczej na terenie szkoły, zaczął się skarżyć na wszystkie możliwe bóle. Wymioty, gorączka, bóle brzucha – tak wyglądał każdy poranek. Do tego przeraźliwy lęk, o którym potrafił powiedzieć. Wspaniale, że potrafił o tym powiedzieć! Latami nad tym pracowaliśmy: żeby mówił, żeby odczuwał swoje ciało, pomimo problemów z integracją sensoryczną. Objawy mijały w weekendy. Nasilały się, gdy w niedzielę pakował plecak do szkoły. Przemoc rówieśnicza może być wyrafinowana. I taka była. Przemoc w szkole może być niezauważona przez nauczycieli. Widzieliśmy różnice w zachowaniu Józka, w koncentracji, w komunikacji z innymi. Pogorszyło się to, co przez lata zdołaliśmy wszyscy (terapeuci, nauczyciele i my rodzice) wypracować. Szkoła stała się głównym tematem jego rozmów z nami, naszych rozmów w rodzinie, naszych rozmów z innymi. 
- Boję się szkoły, nie chcę iść do szkoły.
Przenieśliśmy Józka do edukacji domowej. Potrzebna była pomoc terapeutyOn nie zbagatelizował objawów. Józek odetchnął. Stopniowo schodziło z niego napięcie, a nawet pewne zachowania, które zaliczałam do typowo autystycznych, też się zmniejszyły.
To oczywiste, że sytuacja edukacji domowej ze zdrowym dzieckiem nie przypomina tej z dzieckiem autystycznym.
Dlaczego? 
Po pierwsze musieliśmy rozpoznać potrzeby: co na dany czas? Więcej logopedycznych zajęć? Albo więcej zajęć z języka angielskiego, który sprawia mu najwięcej trudności. Nauczanie historii, która jest dla Józka najbardziej ekscytującą sprawą przekazaliśmy w ręce mentora. Wiedza Józka na tematy historyczne już dawno przekracza nasze możliwości nauczania. Tworzyliśmy tzw. IPET - program terapeutyczno-edukacyjny, który obejmował wszystko to, co było dla Józka niezbędne.
Po drugie – ważne było znalezienie szkoły macierzystej, która przyjmie nas w ramach edukacji domowej. Udało nam się – i to bardzo. Mogliśmy liczyć na każde wsparcie ze strony dyrektora. Kształcenie specjalne było realizowane tylko i wyłącznie dzięki szkole. Nie zapłacilibyśmy z własnej kieszeni za potrzebną Józkowi pomoc. To są sumy nie do udźwignięcia.
Przez dwa lata ruszyliśmy ze wszystkim do przodu.
Po trzecie - coś, czego nikt nie przewidział - zmiany w rozporządzeniach, w ustawach, które ograniczyły nasz cel, jakim jest poprawa, krok po kroku, funkcjonowania syna.
Od września 2018r, tj. od wejścia nowej ustawy regulującej wykorzystanie subwencji oświatowej, a szczególnie dotyczącej kształcenia specjalnego, dużo się u nas zmieniło. Józek jest bez terapii. Nowe przepisy, wokół których panuje chaos informacyjny, wykluczyły mojego syna z możliwości pomocy.
Nie ma pewności, czy niepełnosprawne dzieci nie staną się balastem dla szkół niepublicznych, niezależnie od dobrych chęci dyrektorów. Nie mogą być podpisywane umowy zlecenia, nie mogą być przyjmowane rachunki za usługi terapeutyczne od specjalistycznych poradni i terapeutów. Jednocześnie szkoła ma obowiązek rozliczenia się z orzeczeń o potrzebie kształcenia specjalnego. 
To jeszcze nie koniec. Przed nami styczeń 2019r. Wtedych wchodzą w życie kolejne restrykcyjne przepisy z ustawy.
Dla mnie oznacza to, że zostaję sama, bez wsparcia i chyba zaczynam zauważać u siebie nowy rodzaj fobii: fobii ustawodawczej.
Bogusia, mama Józka"

Przyznam się Wam, że mam dość. Od trzech lat szarpiemy się ze zmianami w przepisach, brałam udział w konsultacjach społecznych rozporządzeń, zaangażowałam się w prace zespołu przy Rzeczniku Praw Dziecka, p. Marku Michalaku, w inicjatywę obywatelską "Chcemy całego życia" i inne aktywności. A teraz jeszcze ta "niespodzianka"... Mam dość. Chcę mieć czas na bycie TYLKO mamą. Chcę mieć czas na to, by zajmować się emocjonalnością mojego dziecka, mieć czas na odpoczynek, spokój, pewność, że za chwilę kolejny nowy przepis nie zatrzęsie naszym życiem.
Powiedzcie mi - w kontekście tych zmian, o jakiej edukacji włączającej mówi ministerstwo? Gdzie tu miejsce na inkluzję, skoro nowe przepisy skutecznie uniemożliwią włączanie dzieciaków z orzeczeniami w placówkach ogólnodostępnych. A może właśnie o to chodzi? Naprawdę sama już nie wiem, o co...
Te przepisy najbardziej uderzają w małe placówki, przedszkola i szkoły w małych miastach i na wsiach. Są ciosem dla edukacji domowej - czwartym już w ciągu tych trzech lat. Dla naszego Franka na tę chwilę nie ma lepszego rozwiązania niż edukacja domowa. Jest rozwiązanie gorsze - nauczanie indywidualne, w domu - po nowemu. Może też i o to chodzi? Żeby takie dzieciaki jak Franko trwafiały na NI? Nie wiem. 
Dużo goryczy w tym tekście, zdaję sobie z tego sprawę, ale mimo to, uwierzcie, że (jeszcze) się nie poddaję.

Dorodzy rodzice, wiem, że wielu z Was pisało do MEN, że nie doczekaliście się odpowiedzi. Albo otrzymaliście odpowiedź mówiącą, że kształcenie specjalne nalezy realizowac zgodnie z nowymi przepisami (bez interpretacji owych przepisów). Już czas najwyższy, abyśmy wszyscy zaczęli działać. Nie czekajmy dłużej. Bardzo Was proszę, piszcie maile z opisem sytuacji Waszych dzieci do Rzecznika Praw Dziecka (rpd@brpd.gov.pl), do Rzecznika Praw Obywatelskich (biurorzecznika@brpo.gov.pl), nawet do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Tu nie chodzi przecież o to, by realizacja zaleceń z orzeczeń wyglądała "jakoś", chodzi o...jakość.
Może ktoś WRESZCIE nas posłucha?



7 komentarzy:

  1. O to chodzi żeby sprowadzić dzieci z "problemami" do niebytu, bo przecież Oni muszą się chwalić a takie dzieci jak Franko to tylko ułamek w skali kraju ... Smutne to Ago ale sama kiedyś doświadczając nauczania indywidualnego ( groził mi wózek inwalidzki na przełomie 2 lat czyli 8ej klasy Podst. i 1szej LO) i patrząc na to z perspektywy swoich emocji na tamten czas widzę, że byłam problemem a nie częścią ogniwa jakim jest klasa. Dzieciaki niby mnie odwiedzały ale jednak gro rzeczy mnie omijało i nie czułam już tej więzi z klasą. Oni byli sobie ja z boku...Pamiętam to uczucie mimo upływu lat...Dzieciaki tego nie rozumiały albo nie akceptowały, że jest ktoś chory, inny kto potrzebował tej więzi z nimi, bo siedział w domu a całym jego światem są okna i wyjścia o kulach albo na wózku.... to chore że pomimo upływu lat nic sie nie zmieniło :( ściskam Was :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie przepis ten jest tak jasny- klarowny, że żadne interpretacje nie były potrzebne... A niestety krzywdzący wszystkie dzieci niepełnosprawne .Kasia

    OdpowiedzUsuń
  3. To wstyd, że nasze Państwo na różne sposoby próbuje chronić życie, życie, które niejednokrotnie związane jest ze sprzężonymi niepełnosprawnościami, po czym zamyka dzieci w czterech ścianach dając im do zrozumienia, że nie są częścią społeczności szkolnej. Władze nie biorą odpowiedzialności za obecność i funkcjonowanie takich osób w społeczeństwie. Jest mi wstyd, że żyję w kraju, który funduje nam, rodziom walkę o edukację, o przyszłość naszych dzieci. Czy ktoś nas w końcu usłyszy? Życzę sobie i naszym dzieciom pięknej przyszłości, codzienności budującej i wspierającej własne poczucie wartości, szkoły przygotowującej do funkcjonowania w społeczeństwie, a nie zamykającej w czterech ścianach życie, które miało być tak wartościowe i piękne...

    OdpowiedzUsuń
  4. W głowie się nie mieści, że państwo tak traktuje najbardziej bezbronnych. To jakaś paranoja w przepisach. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. To przykre, kiedy przepisy skupiają się na zakazach a nie na ułatwieniach. Problem umów tymczasowych jest faktycznie trudny, ale może ułatwienia dla pracodawców, którzy z nich nie korzystają polepszyłyby sprawę. Krótko mówiąc, więcej marchewki a mniej kija.

    OdpowiedzUsuń
  6. ja dostałam wymijającą odpowiedź. poleconym. z potwierdzeniem odbioru.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rówieśnicy potrafią być okropni. Zero zrozumienia

    OdpowiedzUsuń

Drogi Anonimowy Gościu,
bardzo proszę, podpisz swój komentarz swoim imieniem, aby łatwiej było mi na niego odpowiedzieć.
Dziękuję