Dziś postanowiłam zdradzić Wam nasz domowy przepis na ciasto drożdżowe. Postępując tak jak Franio, ciasto nie może się Wam nie udać. Uwierzcie i wypróbujcie.
Produkty:
150 gr masła
500 ml mleka (zawsze dajemy mleko, także do ciasta na pizzę, a c00ooo ;-) )
150 gr cukru (od jakiegoś czasu bierzemy tylko 2 łyżeczki do rozczynu, do reszty albo w ogóle nie dodajemy cukru, albo dosładzamy czystą stewią)
1/2 łyżeczki soli
100 gr drożdży
1 kg mąki tortowej (może pójść ciut więcej)
2 jaja
Nasze ulubione dodatki: czarnuszka, kardamon, żurawina - zależy, co pieczemy.
Wczoraj Franio robił bułeczki "eski" z czarnuszką, dziś postąpił podobnie, z tym, że oprócz czarnuszki dodaliśmy także namoczoną żurawinę.
Dziś nasz kucharz mały zaplanował na obiad pizzę z mozzarellą (1 kulka), serem żółtym (tylko na swojej porcji), szynką i pieczarkami (oby nie na Frankowej porcji).
Najpierw Franio zrobił rozczyn z drożdży, cukru, odrobiny ciepłego mleka i mąki (wszystkie produkty na drożdżowe muszą być, jak wiadomo, ciepłe).
niedziela, 22 listopada 2015
wtorek, 17 listopada 2015
Wcześniakowo
Zastanawiam się, jak długo będę myślała o Franku jako o wcześniaku. Zapewne jeszcze długo - przynajmniej w kategoriach medycznych. Wcześniactwo dość mocno pokiereszowało Frania, jego skutki zostaną z naszym chłopakiem do końca życia. A i tak przecież mieliśmy ogromnie dużo szczęścia, bo jest przecież lepiej niż ktokolwiek na początku przypuszczał.
środa, 11 listopada 2015
Książkowo
Każda z osób zaangażowanych w projekt robiła to z sobie wiadomych powodów, przy czym dominującym była chyba wiara w to, że robimy coś wartościowego, coś, w sens czego wszyscy wierzyliśmy. Każdy z osobna musiałby się wypowiedzieć.
Ja mogę napisać tu dziś o powodach, które mną kierowały.
niedziela, 8 listopada 2015
Życie jest fajne
Niby nie myślę o tym, co życie Frankowi przyniesie. Ale tylko "niby". To pytanie czai się ciągle tyłu głowy i atakuje w najmniej oczekiwanym momencie burząc z taką pieczołowitością budowany spokój. Bo nasz system jakoś nie sprzyja samodzielności "takich" ludzi jak Piotr i inni nieneurotypowi dorośli - niewidzialni dla systemu. Do 16 roku życia jest jeszcze przyzwoicie (w miarę), potem jednak człowiek blaknie systemowo. Aż znika całkowicie. Dorosły niepełnosprawny kiepsko bardzo mieści się w standardach społeczno-polityczno-obyczajowo-estetyczno-jakiśtam. A przecież niezmiennie jest człowiekiem - takim samym, jak wtedy, gdy miał 2 czy 3 lata i poruszał tyle ludzkich serc.
Gdy sobie to uświadamiam, zaczynam się bać.
Jak długo świat wokół nas będzie tak dobry i pełen zrozumienia dla Franka? Chciałabym, żeby był taki zawsze. Kiepsko jednak wychodzi mi wiara w "garbate aniołki".
Dorotę i Piotra znałam wirtualnie, blogowo, od dłuższego czasu. Osobiście poznałam ich podczas krakowskiej konferencji w czerwcu tego roku. Bardzo szanuję i podziwiam Dorotę za wszystko, co robi, przede wszystkim jednak za to, jakim jest Człowiekiem.
Zaangażowała się ona w stworzenie dla dorosłego Piotra miejsca pracy, które pozwoliłoby jemu, innym dorosłym osobom niepełnosprawnym oraz ich opiekunom zarobić kilka groszy, dałoby zajęcie, poczucie sensu życia i bycia. To miejsce to klubokawiarnia Życie jest piękne tworzona przez Fundację Ergo Sum.
Co ważne, jeśli nie zostanie uzbierana suma, jaka została określona przez Fundację jako cel zbiórki (28.800 zł), każda złotówka wróci do Darczyńcy.
Wierzę w Dorotę, ufam jej.
Marzę, by jej i Piotrowi się udało.
Bo może wtedy, za kilkanaście lat i nam się uda?
Gdy sobie to uświadamiam, zaczynam się bać.
Jak długo świat wokół nas będzie tak dobry i pełen zrozumienia dla Franka? Chciałabym, żeby był taki zawsze. Kiepsko jednak wychodzi mi wiara w "garbate aniołki".
Dorotę i Piotra znałam wirtualnie, blogowo, od dłuższego czasu. Osobiście poznałam ich podczas krakowskiej konferencji w czerwcu tego roku. Bardzo szanuję i podziwiam Dorotę za wszystko, co robi, przede wszystkim jednak za to, jakim jest Człowiekiem.
Zaangażowała się ona w stworzenie dla dorosłego Piotra miejsca pracy, które pozwoliłoby jemu, innym dorosłym osobom niepełnosprawnym oraz ich opiekunom zarobić kilka groszy, dałoby zajęcie, poczucie sensu życia i bycia. To miejsce to klubokawiarnia Życie jest piękne tworzona przez Fundację Ergo Sum.
Poszukujecie wartościowego celu dla Mikołaja?
Hej Mikołaje drodzy, ten cel już jest! Oto on, taaaa-daaaam -
Co ważne, jeśli nie zostanie uzbierana suma, jaka została określona przez Fundację jako cel zbiórki (28.800 zł), każda złotówka wróci do Darczyńcy.
Wierzę w Dorotę, ufam jej.
Marzę, by jej i Piotrowi się udało.
Bo może wtedy, za kilkanaście lat i nam się uda?
sobota, 7 listopada 2015
Język migowy w naszym życiu
Miesiącem AAC (alternatv and augmentativ communication) był październik. Wtedy jednak z czasem było u mnie kiepsko (bo książka), ergo - blog leżał i milczał. Czas nadrobić październikowe zaległości i napisać kilka słów podsumowujących nasze rodzinne cztery lata z językiem migowym.
Jestem na maxa wkręcona w miganie - to wiecie nie od dziś. Bo język migowy dał naszej rodzinie to, co najważniejsze - drogę do zrozumienia Frania, do porozumienia z nim, komunikacji. Piszę tu o tym tak często, by na przykładzie Frania pokazać, jak ważnym pomostem do dziecka jest komunikacja wspomagająca. I że nie warto się jej bać.
Pod koniec października, podczas ogólnopolskiej konferencji naukowej we Wrocławiu, wystąpiłam z krótkim (bo tylko piętnastominutowym) referatem, w którym opowiadałam, o tym jak i dlaczego uczymy się migać, o naszym sześcioletnim prywatnym cudzie, o problemach na tej migowej drodze - braku materiałów dydaktycznych dla rodziców i dzieci, o licznych głosach sprzeciwu ze strony specjalistów twierdzących, że po wprowadzeniu komunikacji wspierającej dziecko "rozleniwi się" i nigdy nie zacznie mówić. I to mimo tylu badań obalających tę tezę (!). Mówiłam o radości, zaskoczeniach, kilku zabawnych "migowych sytuacjach", reakcji otoczenia, zrozumieniu i wszystkim tym, co Frankowi i naszej rodzinie dało miganie.
Tutaj, dzisiaj, jako mama Franka, chcę napisać tylko o kilku najważniejszych kwestiach.
![]() |
Ten rok jest dla mnie szczególny - po raz pierwszy występuję w roli nauczycielki koleżanek i kolegów Frania z jego grupy przedszkolnej. Jest to naprawdę niesamowite uczucie. |
Jestem na maxa wkręcona w miganie - to wiecie nie od dziś. Bo język migowy dał naszej rodzinie to, co najważniejsze - drogę do zrozumienia Frania, do porozumienia z nim, komunikacji. Piszę tu o tym tak często, by na przykładzie Frania pokazać, jak ważnym pomostem do dziecka jest komunikacja wspomagająca. I że nie warto się jej bać.
![]() |
Konferencja w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu "Nauczanie i uczenie się PJM jako języka obcego". Przygotowania do wystąpienia |
Tutaj, dzisiaj, jako mama Franka, chcę napisać tylko o kilku najważniejszych kwestiach.
poniedziałek, 2 listopada 2015
O WWR po nowemu i innych zmianach
"(...) Dziecko z problemami rozwojowymi, zdrowotnymi, niepełnosprawne ma prawo do wczesnego wspomagania rozwoju (WWR), zapewnianego przez system oświaty. Aby uzyskać takie wsparcie, należy zgłosić się do lokalnej poradni psychologiczno-pedagogicznej w celu uzyskania opinii o potrzebie wczesnego wspomagania rozwoju (...).
Zajęcia wczesnego wspomagania rozwoju powinny być dostosowane do specyficznych potrzeb dziecka. Są one realizowane przez zespoły wczesnego wspomagania, indywidualnie lub w małych grupach, na terenie poradni, przedszkoli i szkół, które zatrudniają specjalistów i posiadają odpowiedni sprzęt. Zajęcia te mogą odbywać się także w domu, w szczególności z dziećmi, które nie ukończyły 3. roku życia. (...)
Ważne: Zajęcia w ramach wczesnego wspomagania organizuje się w wymiarze od 4 do 8 godzin w miesiącu, w zależności od możliwości psychofizycznych i potrzeb dziecka – nie zaś w zależności od możliwości lokalowych/ czasowych poradni, która je prowadzi. Jeśli widzimy, że dziecko potrzebuje więcej zajęć, warto o to powalczyć, pamiętając, że można uzyskać maksymalnie 8 godzin w miesiącu."
źródło (bardzo polecam wszystkim zainteresowanym portal wszystkojasne.waw.pl - skarbica wiedzy)
Franio pierwszą opinię o wwr otrzymał w wieku bodaj 10 miesięcy. Nic z tego dokumentu jednak nie wynikło - usłyszeliśmy że najbliższe zajęcia odbywają się w miejscowości oddalonej o 60 km. I to niestety nie był żart. W PPP (poradnia psychologiczno-pedagogiczna) wystawiającej tę pierwszą opinię nie było wtedy specjalistów dla tak małych dzieci - to własnie tam usłyszeliśmy i najwyraźniej to też nie był żart. Mam cichą nadzieję, że do dziś już sytuacja się tam zmieniła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)