czwartek, 9 marca 2017

TA wizyta, czyli o kulisach będzie

Poprzedni wpis był taki... na poziomie ą-ę, ten będzie ... hmmm... zakulisowy (tak to sobie określmy).
A piszę go przez Was, to znaczy przez Wasze komentarze na fejsie - jakże miłe dla mnie (że fajna kiecka itd.), ale gdybyście znali prawdę... Gdybyście Wy wiedzieli...
Pewnie myślicie sobie, że jak owo zaproszenie na salony przyszło, to był fryzjer, manikjury i inne szykany. 
Hmmm.... 
Napiszę Wam , jak było naprawdę.



Frankowski zawsze wyczuwa, gdy gdzies wyjeżdżam, czy muszę wstać bardzo wcześnie do pracy. Ma chłopak ten swój mega czuły radar nieneurotypowy - przy takich niecodziennych okazjach budzi się zawsze kilka godzin przede mną. Ponieważ w ubiegły czwartek musiałam wstać o 5.40, Frankowski zaserwował nam (jakże bolesną) pobudkę przed godz. 3.00. Dlaczego nas to nie zdziwiło...
O godzinie 6.00 synuś wyglądał jak rzeźki poranek, ja jak zmięte weekendowe wydanie Wyborczej.
Spojrzałam w lustro na zapuchnięte oczy i jedynie zmięłłam przekleństwo pod nosem.
Dlaczego akurat dziś, fuck!!
Nałożyłam żelowe płatki chłodzące na twarz (5 zeta w sieciówce drogeryjnej - kupiłam je dzień wcześniej przewidując działanie Frankoradaru) i poszłam na śniadanie. Buty na obcasie i kieckę spakowałam do torby, bo w tym stanie ducha i ciała mogłam jedynie wciągnąć dżinsy na cztery litery i założyć buty na najbardziej płaskim z obcasów.
Zjadłam coś na szybko i pognałam kurcgalopkiem do pociągu.
W drodze smsy - "Denerwujesz się???".
Kuźwa, nie. Staram się nie zasnąć. Powaga.
Warszawa Centralna - mam godzinę, żeby zrobić z siebie człowieka.
Poganałam do Złotych Tarasów, bo musiałam się 1. przebrać, 2. umalować, 3. uzupełnić braki w biżuterii (nie chciałam tak zupełnie saute, jak na co dzień, wystąpić).
Pędząc przez Złote Tarasy zastanawiałam się, w którym sklepie jest odpowiednio duża przebieralnia (nie wiem, co się tak zafiksowałam, że duża ma być). Koniec końców postawiłam na kibelek (zdroworozsądkowo wybrałam najbezpieczniejsze rozwiązanie - w sklepie zanim bym do przebieralni doszła, mogłaby minąć moja bezcenna wolna godzina).
Już w czerwonej kiecce, ale ciągle z twarzą saute pognałam do jednego ze sklepów kosmetycznych.
- Bardzo, ale to bardzo o makijaż proszę, bo spotkanie bardzo, ale to bardzo ważne mam.
Badawcze, powłóczyste spojrzenie perfekcyjnie wymalowanej sprzedawczyni zlustrowało mnię.
- I jeszcze chciałam wasz puder przetestować. Żeby go kupić jak będzie ok
Chyba to mało spójnie zabrzmiało i mocno naciągane było, ale że w sklepie klientek nie było, zostałam pięknie wypacykowana.
Puder kupiłam, kurczaki, bo było mi głupio - aż tak ściemniać nie potrafię. A swoją drogą to my matki mamy jakiś defekt genetyczny - musimy poszukać jakiegoś pretekstu i dwudziestu uzasadnień, by sobie coś kupić, za to dla dzieci bez mrugnięcia okiem jesteśmy w stanie wydać i kilkukrotnie większe sumy. Kompletna patologa, dziewczyny.
Dobra - kiecka jest, makijaż też, czas na biżuterię.
Najpierw Apart - ja pierdziu!!! Skąd oni te ceny wzięli??
Lecę do biżuterii 'No name'. Kolczyki za 5 zł, bransoletka całe 29 (szaleństwo, nieprawdaż?) i jest git.
Taksówka i na Krakowskie Przedmieście.


O 16.30 siadłam w pociągu z westchnieniem ulgi. Nie miałam siły się już przebierać (wiadomo gdzie), mimo że z całego serca dość miałam czarnych skurczybyków na obcasie. Siadłam ledwie żywa i marzyłam już tylko o tym, by znaleźć się znowu w domu.
Dojechałam, chłopcy odebrali mnie na dworcu.
Zmęczona, jakbym maraton przebiegła, poszłam spać.
Nad ranem ze snu wyrwał mnie .... nieee, nie Franek - sen. Nie powiem, że był on koszmarny, ale hercklekotowy taki. 
Sen miałam taki:
Byłam w pracy, już rozpoczynałam zajęcia, gdy nagle - ni stąd, ni zowąd - pojawiła się nade mną p. Prezydentowa - wysoka taka, szczupła i wykwintna. Twarz jej zbliżyła się do mnie z wysokości i usłyszałam:
- Tylko proszę pamiętać: Duda-Didaktik! Trzeba uczyć zgodnie z zasadami Duda-Didaktik!
.............

Nie nadaję się na wizyty na szczycie.


7 komentarzy:

  1. :))) Ależ nadajesz się :) pojechałaś - zawalczyłaś!! Ja wymyśliłabym miliard wymówek i zostałabym w domu :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham cie Aga! Kocham Cie za ta Twoja zajebista normalność ( wybacz proszę ten niesalonowi język )

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja i tak Cię podziwiam za to co robisz dla nas, niepełnosprawnych

    OdpowiedzUsuń
  4. ha ha :) cudne :) 100% kobiety w Kobiecie :) Pięknie wyglądałaś.
    A hasło Duda-Didaktik może spróbuj odsprzedać za godną kasę:)
    Mój neurotypowy chłopak, a też tak ma :) To jest 6 zmysł.
    Acha, i pies tez tak ma. Normalnie może poczekać z fizjologią do 08.00, ale jak mam np. samolot o 07.00, to pies o 05.00 -nie ma bata - musi wyjść

    OdpowiedzUsuń
  5. :D :D :D Uśmiałam się! Choć domyślam się, że z tym niewyspaniem do śmiechu Ci nie było.
    Wiesz, że nawet swego czasu zastanawiałam się, czy Ty w tej kiecce to tak w pociągu jechałaś aż z Opola :P
    Adaś ma zegar wyregulowany raczej na odwrót niż Franek - kiedy czeka go (jego, nie nas) coś nietypowego, przedszkolne wyjście do teatru, przedstawienie czy coś w tym stylu, zawsze wieczorem urzęduje do bardzo późna, często do nawet do północy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Franko zasypia na wspomaganiu lekowym, więc nie wiem, jak by było, gdyby nie farmakologia. Wiem za to, jak jest rano ;-)

      Usuń

Drogi Anonimowy Gościu,
bardzo proszę, podpisz swój komentarz swoim imieniem, aby łatwiej było mi na niego odpowiedzieć.
Dziękuję