wtorek, 19 września 2017

"Oni w nic nie wierzą" - część II

Wyobraźcie sobie, że historia Tomka dotyczy Waszego dziecka.         Co byście zrobili? Jak byście zareagowali? Zapewne części z Was przychodzą na myśl w pierwszym odruchu rozwiązania siłowe            (i trudno się temu dziwić). Rodzice Tomka postanowili zareagować w sposób, jaki nakazuje zdrowy rozsądek i przepisy – zgłosili sprawę do kuratorium i prezydenta miasta. Postanowili też nie powiadamiać mediów, nie zależało im bowiem na nagłaśnianiu sprawy, lecz na znalezieniu rozwiązania najlepszego dla ich syna i innych dzieci.
Posłuchajcie drugiej części opowieści mamy Tomka.

Do działań zbieraliśmy się około miesiąca. W końcu, pod koniec marca, wysłaliśmy skargę do kuratorium i prezydenta naszego miasta. Na reakcję ze strony miasta nie trzeba było czekać długo – prezydent zaprosił nas na spotkanie. Poszliśmy. Prezydent obiecał się zająć sprawą i poprosił nas o dyskrecję. Żeby nie zaszkodzić dziecku. Teraz wiem, że ta dyskrecja na pewno nam nie pomogła i dziś chyba jednak wsparłabym się mediami. Nie siedziałabym tak cicho i nie czekałabym pokornie na ruch miasta i kuratorium. Ale to dziś, wtedy czekaliśmy. W mieście Komisja Rewizyjna wstrzymała sprawę  na czas rozstrzygnięcia przez Kuratorium Oświaty.

Przesłuchanie przed rzecznikiem dyscyplinarnym dla nauczycieli odbyło się w maju. Siedzieliśmy we dwoje naprzeciw dyrektorki szkoły i rzecznika. Nawet teraz cała się trzęsę z nerwów na samo przywołanie tej chwili. 

niedziela, 17 września 2017

"Oni w nic nie wierzą" - część I

Gdy dziecko idzie do szkoły, jako rodzice chcemy, aby trafiło w dobre środowisko, na mądrych nauczycieli, aby chciało się uczyć, by z tej nauki czerpało radość i mogło w przyszłości robić to, co sobie wymarzy. Podobne marzenia mają rodzice dzieci niepełnosprawnych, tylko nierzadko obaw jest więcej. Zapraszam Was do przeczytania pierwszej części historii chłopca, który dziś jest uczniem klasy czwartej. Historię tę opowiedziała mi w ostatnich dniach jego mama.
Wszystkie dane umożliwiające identyfikację dziecka zmieniłam na prośbę rodziców - sprawa jest w toku.


Tomek skończył niedawno 10 lat, jest teraz uczniem czwartej klasy szkoły podstawowej.
Do przedszkola uczęszczał tak jak jego rówieśnicy. Początki były super, ale nagle zaczęły się trudności. Zaczął się wycofywać, bawił się sam, nie akceptował obowiązujących zasad. Intelektualnie szedł jak burza, ale społecznie była porażka. Konflikty z rówieśnikami pogłębiały się z roku na rok. Obserwowałam go w domu, gdy się wyłączał, jakby nikogo nie słyszał, chodził na palcach, bawił się tylko konstruując urządzenia. Gdy usłyszał blender, odkurzacz, tramwaj, pociąg czy syrenę, kładł się z płaczem na ziemię i wył. Udałam się na konsultację do psychologa w przedszkolu i dowiedziałam się, że wszystko jest w porządku a dzieci już tak mają. Pytałam psychologów o spektrum autyzmu, bo czułam, że to może być właściwy kierunek, ale wszyscy pukali się palcem w czoło. Podjęłam kolejną próbę w poradni psychologiczno-pedagogicznej i tam dowiedziałam się, że wyolbrzymiam. Syn jest super. Wiedziałam, że jest super, ale w sytuacji jeden na jeden każdy jest super. To była walka z wiatrakami. A potem przypadek sprawił, że udało się poskładać wszystko w całość.
U Tomka zespół Aspergera został zdiagnozowany pod koniec zerówki. Skończył wówczas 7 lat.
Diagnoza była dla nas w pewnym sensie ulgą, ponieważ dostaliśmy coś, co się jakoś nazywało. Przyznam szczerze, że podświadomie przygotowywałam się do tego. Potem nadszedł czas wielkiej żałoby. Choć świat mi się załamał, zaczęłam działać, szukać terapii i pomocy dla młodego. To działo się w ciągu dnia. Wieczór stawał się horrorem. Stawiałam sobie mnóstwo pytań, analizowałam czy czasem czegoś nie schrzaniłam jako matka... Ogrom łez i wewnętrznego bólu. Na szczęście miałam wsparcie męża, rodziny i przyjaciół, którzy nie oceniali mnie ani Tomka, tylko pomagali.
Orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego odebraliśmy w wakacje przed rozpoczęciem szkoły. Zaleceniem była szkoła masowa lub z oddziałami integracyjnymi. Przerażona jego nadwrażliwością na dźwięki, tłumy ludzi, zapachy, światło, tembr głosu, jego problemy z koncentracją itd. zamarłam. Sto tysięcy myśli kłębiło się w mojej głowie - czułam, że szkoła będzie wielkim wyzwaniem dla młodego.  Kolejny przypadek sprawił, że dowiedziałam się o małej szkole w naszym mieście, która otworzyła oddziały dla dzieci autystycznych. Potwierdziła to dyrektor przedszkola Tomka. Pojechaliśmy na rozmowę. I … nagle poczuliśmy, że mamy to - udało się. Odetchnęliśmy z ulgą - nasz syn pójdzie do szkoły, będzie miał warunki do rozwoju i wsparcie! O nic innego nam nie chodziło. Właściwie w cztery miesiące zrobiliśmy już tak dużo, że pomyślałam nawet, że mamy jakieś niespotykane szczęście. Decyzja o wyborze szkoły była dla nas naprawdę niewiarygodnie trudną sprawą. Zdecydowaliśmy się na wybór SP nr 567, bo ta szkoła szczególny nacisk miała kłaść na integrowanie dzieci, nieliczne klasy, pomoc drugiego nauczyciela w klasie, który miał spełniać rolę wychowawcy dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Wydawało mi się, że złapałam pana Boga za nogi. Rzeczywistość pokazała, że zapewnienia ze strony szkoły dalece odbiegły od rzeczywistości, z jaką przyszło nam się zderzyć.

piątek, 15 września 2017

Frankoedukacyjny początek

Gdy Natalia szła do szkoły, szukałam takiej, w której nie będzie przemocy, w której nauczyciele będa mieli dobrą opinię - przynajmniej większość z nich, opinię tłumaczacych a nie żądających bezmyślnego wkuwania na blachę bez zrozumienia, stresowałam się, czy trafi ona na fajnych rówieśników, z którymi zawrze przyjaźnie i będzie chciała spędzać czas po szkole. Szukając szkoły dla Franka próbowałam znaleźć taką, która w ogóle będzie chciała go przyjąć (szkoła rejonowa z różnych względów nie wchodziła w rachubę), zadeklaruje dostosowanie metod pracy do możliwości i potrzeb naszego chłopaka i która po prostu będzie otwarta na Franka i pełna zrozumienia dla niego. Bałam się, czy czas edukacji szkolnej nie zniszy nam chłopaka...  Do tego dochodziła jeszcze troska o Franka - czy zostanie zaakceptowany przez rówieśników i czy zdrowotnie da radę. Strach był więc dominującym uczuciem. Możecie się dziwić moim/naszym obawom, ale znam dzisiątki historii znajomych dzieciaków, które przechodzą w szkole piekło, mam za sobą wiele rozmów z innymi rodzicami o wydzieraniu, wyrywaniu i wywalczaniu tego, co powinno być oczywistością (bo wynika z przepisów oświatowych, bo wydaje się być po ludzku oczywiste). 

środa, 6 września 2017

Gupie matki panikary!

Też mi się oberwało w ostatnich dniach - z jednej strony przede wszystkim za to, że ponoć panikuję, z drugiej zaś, że fakt wprowadzenia nauczania indywidualnego tylko w domu ucznia to m.in. moja wina, bo najwyraźniej słabo się udzielałam podczas spotkania z minister Zalewską. Postanowiłam więc napisać odpowiedź obu stronom, zaś stronie trzeciej, dziękującej za moje zaangażownie w sprawy dzieciaków ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, bardzo dziękuję za wszystkie ciepłe słowa.

poniedziałek, 4 września 2017

1 klasa - start


Wpadliśmy dziś do szkoły minutę przed  uroczystym rozpoczęciem roku szkolnego, jako ostatni, ale najważniejsze, że nie zaczęlismy od spóźnia. Emocje sięgały zenitu - i dziś w nocy (pół nocy nieprzespanej) i w szkole i po wyjściu z niej. Pewnie wszystkie pierwszaki świata dziś tak mają. 
Od jutra Frankowski zaczyna naukę na poważnie - pierwsza lekcja to w-f, potem niemiecki, religia, następnie dwie godziny nauczania początkowego. 
Życzymy Frankowi, aby czuł się w szkole szczęśliwy, aby było to dla niego kolejne dobre rozwijające doświadczenie edukacyjne, nauczycielom, aby zapał i wiara we Franka nigdy ich nie opuściły (wiemy, że praca z naszym chłopakiem jest dużym wyzwaniem, ale mam nadzieję, że obserwowanie jego rozwoju bedzie dla nauczycieli źródłem ogromnej satysfakcji oraz że będzie im dawało poczucie, że to, co robią, jest ogromnie ważne). Mamy nadzieję, w szkole uda nam się trafić na tak życzliwych i otwartych rodziców jak w przedszkolu (po dzisiejszym dniu jesteśmy w tej kwestii dobrej myśli).
I co tu jeszcze napisać... Trzymajcie kciuki za Franka, nauczycieli, jako kolegów i koleżanki z klasy i za nas, rodziców Frankowych, abyśmy nie osiwieli.

niedziela, 3 września 2017

Franek już nieprzedszkolak


Dwa lata temu, gdy Franko miał sześć lat, odroczyliśmy go po raz pierwszy. Już wtedy byliśmy przekonani, że odroczenie o rok nie wystarczy, że trzeba będzie go odroczyć ponownie. Tak też zrobiliśmy - poradnia psychologiczno-pedagogiczna (PPP) była tego samego zdania. W tyle głowy przewijały się nam od czasu do czasu myśli, czy różnica wieku między Frankiem a jego rówieśnikami nie spowoduje, że nasz chłopak będzie jeszcze bardziej odstawał od dzieci w klasie. Z drugiej strony jednak wiedzieliśmy, że nie mamy wyjścia -Franek nie był gotowy do szkoły żadną miarą.