Wydarzenia ostatnich tygodni (Wiktorek, śmierć Kubusia 2 tygodnie temu, o której tutaj nie pisałam, śmierć Anielki) sprawiają, że chyba dopiero teraz zaczyna do mnie docierać z całą mocą, ile szczęścia mieliśmy. My i Franula.
Wcześniactwo to koszmarna loteria i życie w ciągłej niepewności... nawet jak jest dobrze nie opuszcza człowieka strach.. Co jeszcze wyjdzie? Co przyniesie przyszłość..
Mam alergię na artykuły typu „urodziła się z wagą 500 gr, po 3 miesiącach wyszła zdrowa do domu”. To sprawia, że ludzie często postrzegają wcześniaczki tylko jako dzieci, które urodziły się ”ciut” za małe, które trzeba jedynie doprowadzić do upragnionych 2 kg i ...do domu.
A co dalej???
Przyznam się szczerze, że miewałam przy Franiu chwile zwątpienia, panicznego strachu, bezradności..Tak, bezradność była najgorsza.. Człowiek tak bardzo chce pomóc dziecku i nie ma jak.. Bo nie ma terminów, bo nie ma specjalistów, bo nie ma OWI, bo nie ma pieniędzy..
Boże, jakie my mieliśmy szczęście.. Że przyjaciele nas nie opuścili, że już na początku zrobili zbiórkę na leczenie i rehabilitację Frania, że wokół nas są przyjazne dusze, na które zawsze możemy liczyć, że mogliśmy od początku zapewnić małemu najlepszych specjalistów, odpowiednie leczenie, że...Franula dał radę, że jest razem z nami tutaj, że jest takim cudnym szkrabem..
Wiem, przed nami jeszcze dużo pracy i strach mnie nie opuszcza.
Tak chciałabym, aby Franiu był zwykłym szczęśliwym dzieckiem.
Chciałabym, aby nigdy żadne dziecko nie wytknęło go palcem.
Chciałabym, aby już nigdy nie musiał płakać z bólu.
Chciałabym, aby żadne dziecko nie musiało cierpieć, aby żadna rodzina nie przeżywała dramatu narodzenia się dziecka przed czasem i walki o jego życie..
Wiem, wiele z moich marzeń jest nierealnych..
Tak mnie jakoś naszło dzisiaj.
O godz. 14 był pogrzeb Anielki. Za trzy dni skończyłaby pół roku..