sobota, 31 października 2015

Nie mogę tytułu wymyślić

Rok temu Rebizant namówił Krzysztofa Zalewskiego i Piotra Ziołę na koncert dla Frania. Cel - zakup systemu FM dla naszego chłopaka. Po co? Żeby młodzież lepiej słyszała. Frankowe ciotki gadały mi (nie zważając na moje eeee-tamy i zooooobaczymy), że jak chłopak będzie lepiej słyszał, to i gadać zacznie. Podchodziłam to tego ciotkowego gadania z ogromną rezerwą. Nie dlatego, że nie wierzę w mądrość ciotek (bynajmniej!), lecz po to, by nie budować w sobie obrazu Franka zgodnego z moimi wyobrażeniami, życzeniami. Franek jest, jaki jest - po prostu Franek.



Dwa lata temu opowiadałam o Franiu na antenie TVN w "Zielonych Drzwiach". Mówiłam (między innymi), że trzeba mieć nadzieję - często mimo wszystko i wbrew wszystkim. I że trzeba szukać pomocy, gdzie się da. Towarzyszyła mi blogowa ciotka Frania, Monika. I to wtedy publicznie po raz pierwszy powiedziałam, że wymyśliłyśmy z Moniką, że powinna powstać książka dla dzieci o niepełnosprawności. 

Trzy lata temu stawialiśmy pierwsze kroku w Opolu. 
Pełni obaw, co też to nowe życie nam wszystkim przyniesie.

Cztery lata temu po raz pierwszy pomyślałam, że trzeba będzie wyprowadzić się z naszych pięknych Karkonoszy, bo to, co najtrudniejsze, nie chciało się skończyć. Przyssało się do Franka i postanowiło zostać na dłużej.

Pięć lat temu (naiwnie) byłam przekonana, że wszystko, co najtrudniejsze, już za nami. Wszak w mądrych książkach tak napisane było. 
Najwyraźniej mądre książki mają to do siebie, że nazbyt często kłamią.

Sześć lat temu pewien młody człowiek swoim przyjściem na świat wstrzymał naszą prywatną rodzinną ziemię i ruszył Słońce. I świat stanął na głowie.

A dziś? Dziś Franko zaczyna gadać. I to tak, że ręce nie nadążają za artykulacją, a staruszków pot oblewa, bo wsłuchując się we Frankowe uuuummmaaaaaaa mat nie dopuszczają do siebie, że to może być...szanowna pani. Ekhm... 
W ciężkich, trudnych miesiącach strachu o Franka zdrowie i życie ubiegłego roku powtarzałam sobie, że przecież sama mówiłam (publicznie mówiłam!!), że trzeba mieć nadzieję, nie wolno wątpić. I ta odpowiedzialność za własne słowa trzymała człowieka-matkę w pionie. (Jakkolwiek nie raz kłóciłam się sama z sobą w myślach, że gadałam głupoty, jakich świat nie widział, że łatwo tak się wymądrzać jak jest dobrze, ale jak się ziemia spod nóg obsuwa, to...po prostu cholernie ciężko jest).
Opole pokochaliśmy, poznaliśmy tu fantastycznych ludzi, nie czujemy się samotni. Tak, brakuje nam gór, brakuje strrrasznie (ale odkryliśmy Bieszczady - jeszcze długo nie znajdziemy w sobie siły, by wrócić w nasze stare strony), brakuje znajomych, magicznych zakątków, przyjaciół, z którymi nie jedną beczkę soli... Życie jednak ma to do siebie, że idzie do przodu, nie zważa na nasze przyzwyczajenia i pobożne życzenia. Wszystko się zmienia i trzeba iść zgodnie z kierunkiem, jaki nam wyznacza. Dziś mogę napisać z całym przekonaniem, że przeprowadzka była jedną z najlepszych decyzji w naszym życiu - Franio jest zaopiekowany, rozwija się (mimo wszystko i wbrew wszystkim czarnowidzącym), Natalia idzie swoją drogą, złapała dziewczyna wiatr w żagle i odważnie realizuje swoje marzenia i pasje - jest fantastyczną, mądrą, wrażliwą i samodzielną dziewczyną (która jutro daleko od domu będzie obchodzić swoje 15 urodziny). 
A w miniony czwartek zatwierdziłam książkę do druku.

I tak sobie myślę, że tyle się dzieje - nasz prywatny kurcgalopek zdaje się nie mieć końca. To chyba z niego jednak, dość paradoksalnie, czerpiemy energię. Ma on jednakże pewien minus - zabiera ostatnie atomowe ilości wolnego czasu. I wystarczy, że ciut więcej się dzieje, jak w ostatnio, i już brak go, na prowadzenie bloga, na przykład. 
Teraz jednak powinnam trochę częściej pisać o Franiu. Bo choć myśli zajęte dużymi sprawami, to czasu wolnego powinno być troszeńkę więcej.
A do opisania jest naprawdę ogromnie dużo.




8 komentarzy:

  1. brawo! serce sie raduje, "Sześć lat temu pewien młody człowiek swoim przyjściem na świat wstrzymał naszą prywatną rodzinną ziemię i ruszył Słońce. I świat stanął na głowie." - lezka zakrecila sie w oku! warto walczyc... i kochac... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie napisałaś :-) nie chce się wierzyć, ze to już trzy lata w Opolu.... Powodzenia Wszystkie Kossy :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już trzy lata, Aniu.
      Czas płynie bardzo szybko..
      Uściski dla Waszej Anielskiej czwórki ;-)

      Usuń
  3. No i co ja mam Ci napisać??? Chyba tylko tyle, że jestem. Jak zawsze. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ ten czas pędzi,wprost nie sposób uwierzyć. Franio pięknie wykorzystał szanse,którymi Go wzmocniliście.Zasłużył na brawa i przytulasy. Dzielny Chłopak! Jubilatce przyjaznych ludzi wokół. Pozdrawiam Helena

    OdpowiedzUsuń
  5. 3 lata??? pędzi ten czas ;-) fajnie, że zaaklimatyzowaliście się w Opolu, że Franek ma najlepszą opiekę, że Natka się odnalazła, że Ty znalazłaś pracę i że Kossa cały czas czuwa ;-) :P
    pozdrawiam serdecznie
    ivonesca

    OdpowiedzUsuń

Drogi Anonimowy Gościu,
bardzo proszę, podpisz swój komentarz swoim imieniem, aby łatwiej było mi na niego odpowiedzieć.
Dziękuję