Wieczór - najpiękniejsza, najbardziej wyczekana pora dnia.
Błoga cisza w domu.
Otwieram laptopa, bo roboty huk (i nic to, że szare komórki już ledwie dychają). Nagle refleksja - blog!! Kurczaki, trzeba się odezwać...
Tylko co napisać w TAKIM stanie?
Jakim?
W ubiegły wtorek wszyscy wróciliśmy ze Szczecina - dzień w aucie.
W środę od rana w pracy,
czwartek przygotowania do poprowadzenia kolejnych warsztatów dla nauczycieli,
piątek rano wyjazd - dwa warsztaty w Poznaniu, późnym wieczorem przejazd do kolejnego miasta,
w sobotę od rana warsztaty, późnym wieczorem przejazd do Warszawy,
w niedzielę szcześciogodzinne spotkanie w Fundacji Dr Clown.
Powrót do domu przed 20.
Dziś rano pobudka i do pracy - dobrze, że tylko na chwilę, jeszcze tydzień wolnego. Biegiem do domu, bo trzeba też spędzić trochę czasu ze starszym dzieckiem. A starsze dziecko ma pomysł fantastyczny na spędzenie czasu ze starą matką - wypad na siłownię (!!!)
Aaaaaaaaaaaaaaaaa - nie mogło być lepiej.
Ale poszłam. Płuca wyplułam i przy okazji stwierdziłam, że połowa sprzętów musi być popsuta - jakoś tak ciężko chodzą, nawet ustawione w trybie emeryckim.
Do domu.
Obiad - jezuuu, jak dobrze, że pan mąż zupę ugotował. Można się posilić od razu po wypluciu płuc.
Najlepszy z mężów przywiózł Franca z przedszkola. Obiad dla młodego (inny zestaw oczywiście, i oczywiście w trybie ekspresowym, bo zupa panicza w zęby gryzie).
Na godzinę 15.30 kurcalopkiem do poradni psychologiczno-pedagogicznej lecimy, bo termin ostatniego, już trzeciego, spotkania mamy wyznaczony. Badanie młodzieży ze wszystkimi fajerwerkami, chytami i kruczkami.
Wpadamy z lekuchną zadyszką.
- Idźcie państwo sobie na kawę. Dziś może nam to dłużej zająć, bo to już ostateczna rozgrywka. Damy znać, kiedy macie wrócić.
I jak tu (Jezusie) w takim pędzie wyhamować? I jak człowiek na kawie ma usiąść? I siedzieć, relaksowac się i odpoczywać? Ale siedliśmy. I nawet ciacho było.
Niewiele brakowało a zasnęlibyśmy przez ten szok relaksowy.
2 godziny 15 minut.
Dał radę chłopak!
Około 18 wpadliśmy do sklepu popularnej sieci noszącej nazwę pewnego chrząszcza. Kurczaki, przecież jeszcze dziecku młodszemu pieczenie ciasteczek obiecałam! (Pomroczność jasna mnie ogarnęła dziś najwyraźniej jakaś).
Ciasteczka zrobiliśmy, akurat na kolację się upiekły (zua matka jestem, wiem).
O 19.30 młodzież oddaliła się z tatą do łazieki w celu wzięcia kąpieli przed snem. A potem bajki chłopaki czytali.
Teraz siedzę i myślę, o czym by tu napisać.
Chyba nic nie napiszę. No bo o czym?
Nic specjalnego się nie dzieje - ot, rutyna dnia codziennego.
Ps1. Jutro też mam spędzić czas z Nat. Tylko czy ja to przeżyję?
Ps 2. Także jutro o godzinie 13 meldujemy się z panem mężem w PPP na ogłoszenie wyników badań Franciszka. No i jasne będzie, co i jak z naszym chłopakiem - oczywiście dam znać.
:))))))))
OdpowiedzUsuńKocham te Twoje wpisy
OdpowiedzUsuńPani Agnieszko, już rozumiemy czemu Pani się nie odzywa. Trzymamy kciuki, może - jak się da - to niech Pani ciut zwolni :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy serdecznie,
E.W. Szwajkowscy
Ups...przeoczyłam jakąś wiadomość??? Już lece kopać :)
Usuń