Ten rok jest dla mnie szczególny - po raz pierwszy występuję w roli nauczycielki koleżanek i kolegów Frania z jego grupy przedszkolnej. Jest to naprawdę niesamowite uczucie. |
Jestem na maxa wkręcona w miganie - to wiecie nie od dziś. Bo język migowy dał naszej rodzinie to, co najważniejsze - drogę do zrozumienia Frania, do porozumienia z nim, komunikacji. Piszę tu o tym tak często, by na przykładzie Frania pokazać, jak ważnym pomostem do dziecka jest komunikacja wspomagająca. I że nie warto się jej bać.
Konferencja w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu "Nauczanie i uczenie się PJM jako języka obcego". Przygotowania do wystąpienia |
Tutaj, dzisiaj, jako mama Franka, chcę napisać tylko o kilku najważniejszych kwestiach.
Dziecko nie "rozleniwi się" i zacznie mówić, jeśli tylko jest to w ogóle możliwe. Język migowy (czy też jakikolwiek inny system gestowy, np. Makaton) wcale nie jest prostszy niż mowa foniczna. Bynajmniej (eeee...dlaczego wszyscy nie jesteśmy dwujęzyczni, skoro miganie jest takie proste??). Dzięki AAC, dzięki systemom graficznym i gestowym, można ćwiczyć z dzieckiem nie tylko komunikację na podstawowym poziomie, lecz także (np. przy wykorzystaniu klucza E. Fitzgerald) strukturę języka polskiego.
Komunikacja wspierająca jest ogromnie ważna. Jako matka śmiem twierdzić, że na pewnym etapie rozwoju dziecka jest ona najważniejsza - bo stanowi podstawę rozwoju społecznego i poznawczego. Interakcje społeczne są z kolei pierwowzorem języka. Jak więc można twierdzić, że wprowadzając komunikację wspierającą rodzice odbierają dziecku szansę na rozwój mowy?
Jako rodzic zadaję pytanie - jeśli mowy fonicznej nie ma, dlaczego nie rozwijać komunikacji i języczności dziecka w ogóle? Dlaczego odbierać dziecku i rodzinie możliwość i szansę na porozumienie i zrozumienie się?
Slajd konferencyjny |
Od około 10 miesięcy Franek wreszcie otwiera buzię - nie tylko miga, ale i zaczyna mówić. Mowa jest dość słaba artykulacyjnie, więc nadal wspieramy się językiem migowym. Od pierwszego znaku wprowadzonego Frankowi powtarzaliśmy sobie, że nie mowa foniczna jest naszym celem, lecz komunikacja. Nie oznaczało to jednak, że pracy nad artykulacją nie było i nie ma. Bynajmniej. Franek od dwóch lat ma 2 godziny zajęć logopedycznych w tygodniu - jedną godzinę z naciskiem na j. migowy i komunikację, drugą z naciskiem na artykulację. Nad komunikacją pracują także wszyscy spece we Frankowym guru-teamie.
Fantastycznie, jeśli uda się przekonać otoczenie do używania AAC, tak aby dziecko było w stanie komunikować się w ten sam sposób we wszystkich środowiskach, w których przebywa. Na tym etapie rozwoju Franca celem było przekonanie dyrekcji przedszkola i rodziców dzieci z grupy Frania. Udało się bez problemu - mądrych ludzi z otwartymi umysłami na naszej drodze spotkaliśmy.
I jeszcze coś Wam powiem - jakkolwiek artykulacyjnie ciągle jest bida z nędzą, to strukturalnie Franko osiągnął mistrzostwo świata. Buduje on zdania złożone, przyimki, zaimki, czas przeszły i przyszły także nie są już dla niego tajemnicą.
Nie wiem w tej chwili, czy Franek będzie mówił w sposób zrozumiały dla osoby, która go nie zna. Dziś nie ma to jednak dla mnie większego znaczenia. Najważniejsze jest to, że dzięki językowi migowemu nasz chłopak rozwija się, komunikuje, buduje poprawne strukturalnie konstrukcje. Ergo - gdy ogarniemy grafomotorykę, Franko będzie pisał poprawnie strukturalnie po polsku. Czy będzie mówił wyraźnie? Nie wiem tego, nikt tego nie wie.
Czy jest jeszcze jakiś ktoś, kto chciałby zary(d)zykować i zabawić się przy Franku we wróżkę i powiedzieć nam, co (na pewno) się wydarzy, co nie, co się uda, a czego w ogóle nie warto się podejmować? Ja bym się bała - znam tego chłopaka od sześciu lat i wiem, ile scenariuszów obalił.
Nie ma w nas napinki, że Franko musi gadać. On tylko musi się komunikować, aby mógł się rozwijać, aby mógł poznawać świat. I to może już dziś.
Plan osiągnięty.
No i jeszcze ma być szczęśliwy, ma mieć dzieciństwo - maksymalnie dużo zwyczajności i spokoju.
Co z resztą? Zobaczymy.
Robimy swoje, niczego nie planujemy, cieszymy się tym, co jest (a jest więcej niż specjaliści przypuszczali) i ...już.
Mistrzami pięciolatki już byliśmy - w poprzednim życiu. W obecnym zmądrzeliśmy.
Kochani rodzice, drodzy terapeuci, nie obawiajcie się żadnej formy komunikacji wspierającej i alternatywnej. Jest ona tym, co najlepsze, co najważniejsze dla rozwoju dziecka.
Ps1. W czwartek rano usłyszałam od Frania MAMUNIA.
Cudów nie ma. Są...cudeńka ;-)
Ps2. Po dwumiesięcznej nieobecności do domu wróciła Natalia. Nie może się nadziwić, jak bardzo zmienił się Franek, jak się rozgadał i "spoważniał". Cudeńka - mówiłam już przecież.
nie mogłam się oprzeć, luuuuuuuuuubię to :)
OdpowiedzUsuńA bo ty tak samo nakręcona komunikacyjnie jesteś ;-)
UsuńJa się "zabawię"we wróżkę,śmiało wiem,że Franio będzie mówił dużo ,gramatycznie i mądrze!
OdpowiedzUsuńOd kiedy Franio potrafi się komunikować jest dzieckiem szczęsliwym.To Wasze rodzicielstwo bywa,trudne,ale Franek nie jest tymi ciężarami obciążony.To cudnie radosny ,łebski chłopczyk:)
Prababka:)
Dziękuję Prababko :*
UsuńA gdzie była Natalia?
OdpowiedzUsuńStypendium :)
UsuńChciałam coś mądrego napisać, ale... Prababka wszystko za mnie napisała!
OdpowiedzUsuńBo to mądra kobita jest.
UsuńObie jesteście :*
Wielkie gratulacje i powodzenia! Podejmowanie wszelkich prób komunikacji jest na wagę złota. Niekiedy na efekty trzeba czekać miesiącami, albo latami, jednak ten wysiłek i trud z pewnością się opłaci! :)
OdpowiedzUsuń