Zadzwoniła do mnie dziś zaniepokojona siostra. U nas chyba ogień, bo na blogu martwa cisza od trzech tygodni.
Ano ogień.
Najpierw rozłożył się Franko, potem ja poległam na tydzień (na resztkach głosu jeszcze w nagraniu w radiu Doxa udział wzięłam - linkowałam na Frankowym FB), następnie Nat trafiła do szpitala - dochodzi własnie do siebie po zabiegu operacyjnym i stanie zapalnym będącym jego skutkiem. W tak zwanym międzyczasie toczyło się "normalne" życie - praca, kończenie nagrań audiobooka, pukanie do rozlicznych drzwi za kasą na książkę. Aaaaaa i jeszcze dwa działania, których efekt ma być znany w kwietniu - mam nadzieję, że napiszę tutaj, że pełen sukces. Zobaczymy.
Czy ja od dłuższego już czasu nie powtarzam jak mantrę, że już niedługo będzie spokojniej?
Naprawdę nie kłamię - nieustannie w to wierzę.
Teraz tylko się cieszę, że już za kilka dni święta.
Ps 1 Czy zostałam rozgrzeszona z blogowego milczenia?
Nie odchodźcie, zacznę pisać, tylko trochę oddechu muszę złapać.
Ps 2 I obiecuję odpowiedzieć do środowego wieczora na wszystkie maile i wiadomości.
Dużo zdrówka i spokoju dla całej Rodzinki:)
OdpowiedzUsuńDziękujemy :)
UsuńAga życzę Tobie i Twojej rodziny, nie spokoju ale żeby dopadła Cię NUDA, prawdziwa nuda...............
OdpowiedzUsuńOj, Aga, chyba zaczynam tracić nadzieję... ;-)
Usuńa ja w to wierzę, musi i u Was kiedyś zagościć NUDA, tego z całego serca Ci życzę
UsuńA mnie się wydawało, że to ja mam kołowrót....
OdpowiedzUsuńSpokoju i zdrowia!
Kurczaki, a może to jakiś wirus? ;-)
UsuńTzn wirus kołowrotowy :D
Usuń