Zapraszam do lektury, tymczasem my powoli wracamy do domowej rzeczywistości.
www.nto.pl
NIEPEŁNOSPRAWNOŚĆ.
Walcząc o zdrowie i
przyszłość dziecka, można zrobić wiele: rzucić pracę, znajomych, sprzedać dom,
wyprowadzić się tam, gdzie ono będzie miało lepszą opiekę. I napisać wyjątkową
książkę.
Pyszne ciacho to dla Franka żaden problem.
Widelec, paluszki i ... ciacha nie ma. Obok mama Franka.
|
Franek wierci się
na kawiarnianym stołeczku i z uśmiechem nabija na widelec wielkie porcje
tarty z serkiem mascarpone. Ciacho znika w pół minuty. Za chwilę na wspólnym
spacerze będzie biegał od auta do auta i kategorycznie domagał się, by podawać
mu nazwy marek zaparkowanych wzdłuż ulicy samochodów. Nie ma taryfy ulgowej,
nie można pominąć żadnego auta, bo Franek dalej nie pójdzie. Przechodnie mijają
z uśmiechem rozbrykanego pięciolatka. Nikomu nawet nie przejdzie przez myśl, że
Franek jest dzieckiem niepełnosprawnym i że bardzo długo musiał walczyć o
życie, którym tak bardzo się teraz cieszy.
Wszystko zaczęło się 10 tygodni za
wcześnie. Franek urodził się
w 30. tygodniu
ciąży z powodu całkowicie odklejonego łożyska. Ważył zaledwie kilogram,
musiał być reanimowany, bo jego serce nie miało siły samo bić.
-
Lekarze nie dawali Frankowi szans. Usłyszałam, że mam nie przynosić nawet swojego
pokarmu, bo przecież Franek i tak umrze - Agnieszka Kossowska, mama Frania opowiada
tę historię nie pierwszy raz, a głos wciąż jej drży. - Potem słyszałam, że
jeśli przeżyje, to będzie rośliną. Pod respiratorem leżał aż dwa miesiące.
Stan
dziecka się nie poprawiał. Przeszedł sepsę, kilka reanimacji, wylewy
dokomorowe. Wreszcie lekarka na jednym z dyżurów zasugerowała rodzicom, by
przenieśli małego do innego szpitala. Franek na sygnale i pod respiratorem
został przewieziony na oddział reanimacyjny Kliniki AM we Wrocławiu oddalonej o
120 km od Kowar, gdzie wówczas mieszkali. Już po tygodniu zaczęły dziać się
cuda. Okazało się, że wystarczy odpowiednia opieka i Franek może pokazać, że
jest supermanem.
- Ten nierokujący pacjent zaczął nagle oddychać
samodzielnie, lekarze rozpoczęli wybudzanie go ze śpiączki farmakologicznej
i mogłam nareszcie wziąć synka na ręce, zamiast dotykać go ukradkiem w inkubatorze
- wspomina Agnieszka Kossowska.
Franek spędził w
szpitalu pierwsze 3,5 miesiąca życia. Wypisanie do domu wcale nie oznaczało
końca problemów Dopiero wtedy Kossowscy przekonali się, że wcześniaki i ich
rodzice mogą liczyć tylko na siebie. Państwo w szczątkowym stopniu finansuje
rehabilitację, więc trzeba stawać na głowie, by znaleźć pieniądze na turnusy
rehabilitacyjne, warsztaty terapeutyczne oraz wielokierunkową rehabilitację
ruchową, SI, logopedyczną, pedagogiczno- psychologiczną. Okazało się, że Franio
ma niedosłuch i potrzebne są aparaty. Pojawiła się padaczka. Leczenie i
rehabilitacja ukierunkowane były na leczenie wielu zaburzeń: neurologicznych,
immunologicznych, onkologicznych, okulistycznych, genetycznych, pulmonologicznych,
endokrynologicznych, audiologicznych...
- Często
działaliśmy instynktownie, jak dzieci we mgle, bo
trudno było
zdobyć informacje, co powinni robić rodzice wcześniaka. Na początku nie
znaliśmy swoich praw, nie wiedzieliśmy, że tak chore dziecko może mieć
subkonto, by gromadzić tam pieniądze z datków na leczenie, że możemy się
starać o orzeczenie o niepełnosprawności - mówi mama Franka. Nie zawiedli nas
przyjaciele, zawsze mogliśmy liczyć na ich wsparcie.
Gdy Franio skończył
dwa latka, zaczął się bardzo dziwnie zachowywać. Krzyczał na widok dzieci, bał
się dźwięku deszczu uderzającego o parapet,
a lęk przed nowymi miejscami paraliżował go do tego stopnia, że wymiotował.
Doszło do tego, że rodzice robili
zdjęcia miejsc, do których chcieli iść z Frankiem i pokazywali mu je
wcześniej. Pomagało. Agnieszka gdzieś doczytała, że to metody pracy z dziećmi z
autyzmem. Gdy jednak zapytała o to psycholog podczas warsztatów terapeutycznych,
usłyszała, że jest matką, która nie radzi sobie wychowawczo i na siłę szuka
chorób u dziecka, by na ich karb zrzucić własną nieudolność.
- To był
policzek, po którym ciężko się podnieść. Miałam ochotę wykrzyczeć, co o niej
myślę, rozpłakać się. A musiałam zacisnąć zęby, bo byliśmy uzależnieni od ich
pomocy - wspomina Agnieszka.
Instynkt
matki się nie mylił. Zachowanie Franka było coraz bardziej
niepokojące. Pomagały metody pracy stosowane w terapii dzieci autystycznych.
Agnieszka wyczytała w internecie o specjalistach z opolskiego Prodeste, którzy
zajmują się kompleksowo diagnostyką i terapią autyzmu. Pojechali i usłyszeli
to, czego się spodziewali. Franio ma autyzm. Całe życie Kossowskich zaczęło
się kręcić wokół Franka i jego potrzeb. A w domu czekała Natalka, starsza
córka, która także potrzebowała rodziców. Tymczasem rodzice byli ciągle w
rozjazdach na rehabilitacjach, warsztatach, u lekarzy...
-
Wtedy niemal z dnia na dzień podjęliśmy decyzję, że wyjeżdżamy z Kowar do
miasta bardziej przyjaznego niepełnosprawnym. Tak dwa lata temu pojawiliśmy się
w Opolu - uśmiecha się Agnieszka.
- Choć zostawiliśmy wszystko i jechaliśmy do Opola w ciemno, bez pracy, udało
się wszystko ułożyć. Tutaj wreszcie poczuliśmy się rodzicami, a nie
rehabilitantami i logistykami.
Pomysł
napisania książki, która opowie innymi dzieciom, czym jest niepełnosprawność,
jak ich rówieśnicy z różnego rodzaju deficytami odczuwają świat, to efekt
przyjaźni i długich rozmów pani Agnieszki z Moniką Laszczyńską, blogerką z
Wrocławia, która wraz z bliskimi mocno kibicuje Frankowi i jego rodzinie.
Książka autorstwa
Agnieszki i Moniki pt. „Duże sprawy w małych głowach” właśnie się pisze pod
okiem całego sztabu specjalistów. Jej wydanie w dużym stopniu zależy od tego,
czy znajdą się na to pieniądze. A datki zbierane są za pośrednictwem portalu
finansowania społecznościowego „Polak potrafi”.
-
Zgodnie z zasadami działania portalu mamy 46 dni na
zebranie 10 tysięcy złotych. Jeśli się nie uda, pieniądze wrócą do
darczyńców - tłumaczy Agnieszka Kossowska - Wierzę jednak, że nam się uda, bo
ta książka powstaje pro publico bono i będzie rozdawana za darmo każdemu, kto
będzie jej potrzebował.
Na
razie internauci nie zawodzą. W sobotę, po kilku dniach trwania zbiórki, było
już 40 procent potrzebnej sumy. Każdy z nas może pomóc. Informacje na temat
akcji można znaleźć na fejsbukowym profilu Duże sprawy w małych głowach, blogu
Dzielny Franek lub na stronie polakpotrafi.pl/projekt/duze- sprawy.
A
Franek? Jest cudnym chłopcem, przedszkolakiem. Kocha życie, a to najlepsze
lekarstwo na jego choroby.
MAGDALENAŻOŁĄDŹ
mzoladz@nto.pl - 77 44 32
591
***
Ps. Tempo zbiórki pieniędzy na książkę jest NIESAMOWITE!!!
Jesteście wielcy!!:)
to znaczy, że Franio był też leczony onkologicznie?
OdpowiedzUsuńFranio był pod opieką onkologa. Nie pamiętam już dokładnie kiedy, ale bodaj w 13 lub 14 mies. ż. został wypisany z poradni onkologicznej IMiDz.
UsuńOdpowiem za Agę - na szczęście ten typ choroby Frania ominął, ale ten chłopczyk naprawdę mnóstwo przeszedł. A radosny jest tak bardzo, że trudno uwierzyć, iż tyle ma za sobą. To mała iskierka, radosna i uśmiechnięta, mały szelma świadom swego niezwykłego uroku i wykorzystujący ten urok. :)))
OdpowiedzUsuńMatka, dobrze, że wróciliście, czekamy na relacje poturnusowe! I super, że książka tak idzie do przodu, nieustająco trzymam kciuki!
Hej cioootka:)
UsuńChyba zadzwonię do Cię na pogaduchy, bo coś dawno już się nie słyszałyśmy:)
Franio ma Swój indywidualny projekt:Od OPOLA do przedszkola:)))Już ma 5 lat???Szybko rosną te prawnuki:)))Buziak i kciuki za ksiązkę!Prababka:)
OdpowiedzUsuńDzięki Gosiu:)
UsuńMi też z tymi "pięcioma latami" Franka dziwnie, ale fakt jest niepodważalny - za kilka miesięcy świętujemy 5 urodziny krasnala (matko jedyna!).
:*
Ale się cieszę , zbiórka faktycznie idzie w ekspresowym tempie.
OdpowiedzUsuńTeraz to już nie może się nie udać.Czekamy na książkę :-)
huuuura :-)
Praca wrze:)
UsuńTa historia o Franusiu i Waszej rodzinie wzrusza mnie i wzbudza wiele emocji, dlatego czytam tego bloga. Śledzę Wasze zmagania z psychologami i innymi ludźmi w tej walce o Franusiową sprawność i tym samym przyszłość. Jesteście mi bliscy bo sama wraz z Ewą idziemy trudną drogą i ja i ona i zmagamy się z lekarzami i bezdusznymi przepisami i gdyby nie wielkie pole bitwy i dążenie do zwyciężania to byłoby już dawno po wszystkim i wielka przegrana. Wasza historia pokazuje wszystkim że nie można ustawać, że należy drążyć, szukać i to co pozornie niemożliwe staje się z czasem sukcesem i tak krok po kroku. I niech tak zostanie i niech tak trwa ta droga do celu, a ja będę nadal Was wspierać dobrymi myślami.
OdpowiedzUsuńAniu, dziękuje Ci, że jesteś z nami. Mam nadzieję, że kiedyś dane nam będzie poznać Ciebie i Twoją Ewę osobiście. Ściskamy Was mooocno:*
UsuńJeszcze troszkę i będzie 10 tysiączków! Zaglądam na Polakpotrafi.pl kilka razy dziennie i przeżywam razem z Wami. Już nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńJuż:) Dziś się TO stało:)
UsuńAga ryczę! A jak patrzę na stronę polakpotrafi to rycze podwójnie! Nie moglibyśmy nie dołożyć choć małej cegiełki od siebie :-) Coś mi się widzi, że jutro, najpóźniej pojutrze będzie cała kwota!!
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno Was i Robaczki
Ciotka Ngel
Aga a widziałaś to- http://www.mimiczneusta.pl/
OdpowiedzUsuńNie wiem czy Cię to zainteresuje ale wklejam.
Zosia
Zosiu, dzięki za informację!:)
Usuńkolejny już raz chylę czoło przed Franiem i całą rodzinką :-)
OdpowiedzUsuńa jak tam turnus? czekam na wieści ;-)
pozdrawiam
ivonesca
Już są, ciotko Ivo:)
Usuń