W ubiegłym tygodniu przeczytałam post pewnej mamy trzyletniego chłopca zmartwionej tym, że synek nie mówi (rozwój mowy do jednego z tematów bardzo nieobojętnych mi należy). Pediatra, do którego się zgłosiła stwierdził, że chłopcy tak mają i żeby się nie martwiła.
Jakże boleśnie stereotypowa reakcja.
Nie wytrzymałam. Napisałam, że nie jestem w stanie czytać tego typu informacji. Bo jak lekarz może coś takiego twierdzić? I to w odniesieniu do trzylatka (!) Dodałam jeszcze, żeby dziewczyna nie słuchała takich koszmarnych, stereotypowych rad, lecz szukała porady u dobrego logopedy. Czasem bowiem wystarczy niewielkie wsparcie fachowe, może jednak się okazać, że niezbędne będzie pogłębienie diagnostyki.
Już chciałam się udać na nocny spoczynek w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, gdy pod moim komentarzem pojawił się kolejny. Musiałam go przeczytać. Odezwała się mama zalecająca mamie owego chłopca "celebrowanie czasu wolnego od paplaniny i spokojne czekanie - bo jak dziecko się rozkręci, to już gadać nie przestanie". I tu mnię trafiło. Spytałam, czy autorka komentarza, aby na pewno wie, co robi - czy bierze odpowiedzialność za owo uspokajanie mamy i czy jest specjalistą.
Tak, jest.
Lekarzem.
Tak, jest.
Lekarzem.