Po badaniu Krasnal bardzo długo nie mógł dojść do siebie. Czuwała nad nim pani anestezjolog uspokajająca mnie, że dobudzanie może długo trwać u dzieci po takich przejściach lekowych. W sumie Franc wybudzał się z narkozy 1,5 godziny. Wezwany po nas zespół karetki otrzymał informację, że jedzie do dziecka leżącego. Panowie wjechali do sali z noszami i gdy tylko Franula ich ujrzał, zamigał:
- Proszę jechać bez sygnału.
Panowie z niepewnymi minami spojrzeli na siebie - po stolicy, około godz. 14 bez sygnału?.. Ale wiecie co, uszanowali prośbę Frania. Jechaliśmy tak, jak Krasnal prosił.
Następnie panowie zaproponowali Frankowi miejsce na noszach, ten tylko omiótł nosze wzrokiem i zamigał:
- Franek idzie sam!
Panowie sanitariusze uwierzyć w to nie mogli. I poszedł zataczając się mały uparciuch, ale nawet na sekundę nie położył się na noszach.
***
Dzieciaki z autyzmem mają problemy z teorią umysłu (i TU) a w związku z tym także ze zrozumieniem fałszywych przekonań. Z tym wiąże się z kolei ogromna trudność w kłamaniu. Franc w swoim życiu do tej pory skłamał tylko raz - własnie podczas tego pobytu w szpitalu!!!!!!!!!! Jak ja się ucieszyłam!!!!!! Musiałam się powstrzymać, żeby go nie zacałować z tej radości na amenta, jeno przyjąć właściwą rodzicielską postawę (łagodna byłam bardzo).
Kłamstwo Frankowe wyglądało tak:
Franc wchodził do sali i zatrzasnął głośno drzwi. Weszłam zaraz za nim i z groźną miną stwierdziłam:
- Franek, wiesz, że nie wolno trzaskać drzwiami! Dlaczego to zrobiłeś?
Mina niewiniątka, aniołka po prostu. Po chwili namysłu Frankowy palec wskazujący powędrował w kierunku Jasia, kolegi z sali.
- To Jaś.
- Jaś trzasnął drzwiami??
- Tak.
No i się ucieszyłam jak-nie-wiem-co:)
Jak to taki młody człowiek rodzicielskie horyzonty zmienia.
***
Pod koniec pobytu leżał z nami w sali słodki Piotruś. Powiedziałam Franiowi, że chłopczyk nazywa się Piotrek, bo to wersja łatwiejsza do wymówienia. I tak Piotruś otrzymał w ustach Frania imię Popek, mama Piotrusia zaś zwana była przez Frania - mama Popa.
Mama Piotrusia jest terapeutką. Od pierwszego dnia była zachwycona sposobem komunikacji Franka. Nie tylko ona zresztą, lekarze również. Franek komentował otoczenie, zadawał pytania, raz - po raz pierwszy w życiu także - skomentował mój stan emocjonalny, gdy się na niego zdenerwowałam. Spojrzał na mnie uważnie i zamigał [mama] [zła]. To było piękne.
Największą furrorę jednak na oddziale robiło Frankowe zieeeee-dooooo-byyyyyyyyyyy (koniecznie z intonacją wznoszącą).
***
Kłucia trochę było. Jeszcze ostatniego dnia trzeba było pobrać jedno badanie na cito. Franuś ogromnie mi zaimponował - wytłumaczyłam mu, że trzeba, że nie ma innej możliwości, że na pewno już tego dnia do domu pojedziemy. Poszedł chłopak niepewnym krokiem do gabinetu zabiegowego i nawet jednej łzy nie uronił. Po prostu odliczał do dziesięciu czekając az pani pielęgniarka skończy pobierać krew...
Dzielniacha nasz kochany.
***
Na deser nasze szpitalne czytanie - "Pan kotek był chory".
***
Ciężko było nam tym razem opuszczać oddział. Ogromnie dużo zmian szykuje się na neurologii na Litewskiej. Niestety jest taka możliwość, że od lipca to już nie będzie to samo miejsce. W związku z połączeniem szpitali na Litewskiej i Działdowskiej wybrany został nowy ordynator obejmujący rządy od 1.06.
Dr Szymańskiej, pod której opieką Franio jest od 8 miesiąca życia i której ogromnie dużo zawdzięczamy, udało się stworzyć trochę ponad dwa lata temu niesamowite miejsce, bardzo przyjazne małym pacjentom. Mały oddział, bo tylko czterosalowy, ale za to z niesamowitą atmosferą. Nigdzie nie doświadczyliśmy tyle zrozumienia, cierpliwości, wrażliwości na małego człowieka a przy tym takiej wnikliwości i dociekania w diagnostyce i leczeniu. W razie problemu z Franiem zawsze mogłam zadzwonić, poprosić nasza dr prowadzącą o konsultację, radę. Nie ma drugiego takiego oddziału.
Czekamy z niecierpliwością i w nerwach na wieści od zaprzyjaźnionych rodziców, których dzieci będą hospitalizowane w czerwcu - na ile zmieni się oddział, czy lekarze zostaną czy odejdą. Trudne to dla nas strasznie. Czujemy się trochę tak, jak byśmy tracili grunt pod nogami.
Adaś też bardzo przeżywał przejazd karetką, jak mieli nas przewieźć na rezonans. Myślę jednak, że on "tego typu przejść" nie pamiętał. Wtedy pytał mnie rano, gdzie jest i jak się znalazł w szpitalu. To raczej ja w sobie musiałam przełamywać lęk przed karetką spowodowany tym, co było. Skąd się brał lęk Adasia - nie wiem. Choć przyjmuję, że był absolutnie zrozumiały. Nam, na szczęście, w drodze na rezonans oszczędzili sygnału.
OdpowiedzUsuńDobrze, że macie to za sobą.
Niedługo w ogóle nie będzie Litewskiej, bo wszystko przeniesie się do nowego dziecięcego szpitala przy Żwirki i Wigury. To ddopiero będzie moloch...
OdpowiedzUsuńDokłądnie tak. Będzie klinka na Banacha - administracyjnie niby to samo. Ale tylko administracyjnie. Bo co nam z (ponoć) lepszych warunków pobytowych, jak ludzie będą inni...:(
UsuńKaruzelę jednym słowem macie. Ale ZEŁGAŁ!!! :D :D :D
OdpowiedzUsuńI poszedł sam, nie na noszach!!!
Mój niuniek kochany!!!
Jestem fanka Franka!
OdpowiedzUsuńAle dlaczego ludzie będą inni? Czyli lekarze odejdą, ale gdzie?
OdpowiedzUsuńDzielny był bardzo, kochany Franio.
Dużo przeżyć za Wami, za Frankiem szczególnie... mam nadzieję, że sprawa zmian w szpitalu zakończy się pozytywnie dla Małych Pacjentów...
OdpowiedzUsuńCzytanie książeczki super :)
Cudny Franio, nic dodać nic ująć. Pozdrawiamy zakochani:)
OdpowiedzUsuńoch, jaka piękna bajka :-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
ivonesca