sobota, 4 czerwca 2016

Życie jest fajne!

festynowy Franek
Na pohybel dołkom wszelakim, trudnym chwilom mam już mój własny stabilizator nastroju. 
I nie są to prochy (jeszcze przynajmniej). To nagranie Franka - jego debiutu publicznego i wspomnienia ze spotkania z fajnymi ludźmi w niezwykłym miejscu - warszawskiej Klubokawiarni "Życie jest fajne".
Wystąpienie Frania zapewne już widzieliście  - jest na fanpage'u Klubokawiarni i Frania, ale jeśli ktoś nie widział, to proszzzzz (dumna mama prezentuje) - Frankowy Debiut.
I zacytuję tylko słowa Oli z Klubokawiarni popełnione po Frania występie:
"[...] kurde, człek po raz kolejny łzy wzruszenia ma w oczach i mówi sobie piep....ć te wszystkie problemy, po to się żyje, żeby takiej chwili dotrwać... [...]"
Olu, dziękuję Tobie, Wam wszystkim za zaproszenie Frania, dziękuję, że mogliśmy przeżyć z Wami te niesamowite dla nas chwile. Oto chłopiec, na którym tylu stawiało krzyżyk, który miał nie mówić, nie chodzić i wielu innych rzeczy miał nie robić. No i własnie, parafrazując Olę - piep....ć te wszystkie czarne wizje i wszystkie bieżące problemy! Robimy swoje, nie planujemy, nie oglądamy się na czarnowidzów i takich tych-tam-różnych.
Wdech, wydech i do przodu.
Wszak zawsze może być gorzej. 
A teraz jest dobrze.



***
W Klubokawiarni oprócz recytacji Franko dał także solówkę fortepianową.
Natalia obejrzała poniższe nagranie i spytała:
- Rany, nikt tam za takie granie nie goni? Można tak sobie po prostu?..
Nie gonią za granie. Mało tego - słuchają i brawo biją.
Takie to fajne człowieki są.





Dobrze, że są takie wydarzenia i ludzie, dzięki którym ładuje się akumulatory i zapomina o dołkach. 
Lecę na tej warszawskiej pozytywnej energii, którą naładowałam nie tylko w Klubokawiarni, lecz także w Instytucie Matki i Dziecka, gdzie okazało się, że kolejną serię badań Franko będzie miał robioną na oddziale szpitalnym, ale w trybie ambulatoryjnym (!). Jakby wydarzeń warszawskich było mało - wczoraj Franko szalał na festynie rodzinnym, a dziś uczestniczył w spotkaniu z dziećmi w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Opolu, podczas którego czytałam dzieciom rozdział z książki (relacja na FB i www książki). Szczerze powiedziawszy obawiałam się, czy ktoś przyjdzie, bo temat lekki nie jest, poza tym dziś w Opolu dzieje się ogromnie dużo. Całe szczęście dzieci dopisały.
Gdy przed wyjściem, jeszcze w domu powiedziałam Frankowi, ze idę do biblioteki czytać DSwMG, chłopak stwierdził, że też chce iść. Przyszedł, bawił się z dziećmi, słuchał, jak czytałam (brawa dla taty za okiełznanie młodego człowieka) i jak się okazało dzięki debiutowi warszawskiemu pokochał mikrofon. Podszedł do mnie, aby odpowiedzieć na jedno z moich pytań. W sumie nic nie powiedział, ale w końcu liczy się odwaga i wola. 



Niech ta energia zostanie z nami jak najdłużej.


3 komentarze:

Drogi Anonimowy Gościu,
bardzo proszę, podpisz swój komentarz swoim imieniem, aby łatwiej było mi na niego odpowiedzieć.
Dziękuję