Problemy z Franiem zaczęły się w lipcu ubiegłego roku. Po powrocie z turnusu na początku lipca przesiedzieliśmy całe wakacje w domu w dość nerwowych okolicznościach przyrody. Zaraz na początku września z kolei okazało się, że w bardzo ważnym obszarze terapeutycznym Franko został praktycznie bez wsparcia. Całe szczęście sytuację udało się opanować i od listopada Franko przeszedł (nomen omen) w ręce Manus Papilio. Odetchnęliśmy z ulgą. Te dwa miesiące kosztowały nas jednak dużo niepotrzebnych nam dodatkowych nerwów.
Powoli z Franiem było coraz lepiej, wydawało się nam, że sytuacja się stabilizuje i że po kilku miesiącach z nadprogramowym stresem złapiemy oddech. Tymczasem zaraz na początku tego roku zaczęły się kolejne problemy zdrowotne Krasnala. Przeczołgały nas one zdrowo. Do tego stopnia, że w okolicach maja-czerwca stwierdziłam, że "to wszystko" nie ma sensu. Pod hasłem "to wszystko" kryło się...absolutnie wszystko. Łącznie z blogiem. Pierwszy raz od jego założenia pomyślałam, że czas go zamknąć. Bo pisanie go własnie nie ma sensu. Postanowiłam jednak dać sobie czas na podjęcie ostatecznej decyzji do września.
Dzisiaj myślę, ba, jestem pewna, że to był po prostu efekt ogromnego zmęczenia. Takiego sześcioletniego. Podjęta w zimie decyzja, że w te wakacje pojedziemy wreszcie na prawdziwe, długie, rodzinne wakacje, była najlepszą z możliwych. Nasz wyjazd w Bieszczady, w sam środek niczego, z dala od ludzi, długie wędrówki (w sumie Franko ma po tym wypadzie 100 km w nogach!), był naprawdę pięknym czasem, którego potrzebowaliśmy jak powietrza. I zrobimy wszystko, aby w przyszłym roku powtórzyć ten wypad.
Mnie nauczył ten rok, że (niestety) nie jesteśmy niezniszczalni, że musimy, my, rodzice, znaleźć czas na odpoczynek, wizytę u lekarza, zadbanie o siebie. Musimy także zmienić dość radykalnie sposób myślenia o naszych możliwościach (czy też raczej ograniczeniach) fizycznych i emocjonalnych. Niby to proste, ale w praktyce bywa ciężko z realizacją. Postaram się jednak nie zapomnieć tej lekcji.
Bloga nie zamykam.
Dzisiaj znowu widzę sens w jego prowadzeniu.
Dziękuję Wam, że mimo mojego długiego milczenia zaglądaliście tutaj i że ciągle jesteście z nami.
Dobrze, ze jesteście. Bądźcie. Miłych spokojnych snów.
OdpowiedzUsuńDzięki, Aniu :)
UsuńKossy Kossy wy jesteście właściwie niezniszczalni. I wogóle i w szczególe. Jak oglądałam wasze zdjęcia z wakacji to niemalże poczułam ten wasz reset i łapanie oddechu.
OdpowiedzUsuńDobrze żeś mądra dziewczyna i żeś bloga nie zamknęła tylko dała sobie czas. Nie wiem czy Ci kiedyś mówiłam, ale myśmy w opolskie strony trafili kiedyś dzięki wujkowi google z hasłem diagnoza funkcjonalna i potem poprzez frankoblog. Może i inni rodzice kiedyś tą drogą dotrą po pomoc dla swojego dziecka?
O!
ciotka ze wschodu
O matko...ciotko ze wschodu, aleś ciężar na barki me złożyła :)
UsuńA ja ciekawa jestem, jak przeżyliście start w nową, szkolną rzeczywistość. O relację uprasza się :)
Pan Syn bawił się świetnie i brylował, matce ciśnienie spadło dopiero jak do domu wróciła a ojciec fotki strzelał i filmik nagrywał tak że perełki dostrzegł dopiero na nagraniu.
UsuńA barki masz wyrobione, silne jak diabli, dasz radę ciotka😉
Też wschód,:) a weźta kobito i nie gadajta durnot. Macie być, bo jesteśta, a czy we Wetlinie, czy Wam strzyka w Ustrzykach to już inna inszość.
OdpowiedzUsuńU nas na wschodzie lata gorąca, zimy zimne, a ludzie so mocne.:)
U nas pirogi najlepsze ze syrem najlepsze jak cybuli przysmażony sie da i smak jest:), Bug płynie jak płynął, jagody, grzyby cały rok, no teraz zmyślam , bo susza. Ciekawe jakby Franek na poduszkowcu po Bugu dawał? To byłby czad. U nas wschodzie jak się lubim to lubim i zawsze tak mamy, a jak kto mięknie to się postawi w pion, ot taka o nas ruzmowa, a jak gdzie jedziem to gadamy, "ja pojechał" a jak wracamy ja wrócił" no i wszyscy razem w tej kołomyi jesteśmy.
Wy wrócili, my sie cieszym, bo du domu trza wracać i du szkoły się rychtować.
Wiem ,że załamka taka nasza gadanina, ale jak coś jest gadane o zamykaniu bloga, to się wschód buntuje:)
A na Ukrainie torf się pali, smrodzi, ale dajem rade.
Zeszytów za chwile Wy by nakupilil ,kredków i przyjdzie czas rychtować Franka du szkoły,a?
u
Najważniejsze, że mieliście wakacje, tego Wam nikt nie odbierze, życie to kolorowanki w głowie::)
Mądre ludzie tam na wschodzie mieszkają :)
UsuńTo ja Ci dziękuję Agnieszko. Za lekcje pokory, za motywację do działania we wszystkich sferach, za praktyczną wiedzę w najczystszej postaci. Krótko:
OdpowiedzUsuńTEN BLOG JEST DLA MNIE BARDZO, BARDZO WAŻNY.
Dorota, dziękuję Ci za te słowa.
Usuń:) Piękne wnioski, Kochana :)
OdpowiedzUsuńOdetchnęłam z ulgą, gdy je przeczytałam :)
Powodzenia w realizacji życzę :*
Bo Ty pewnikiem wszystko to już wiele wcześniej wiedziałaś. Widać, że w tym roku jeszcze nie było spotkania na szczycie - szybciej byś mnie uświadomiła ;-)
UsuńJa też się cieszę, że nadal prowadzisz bloga Ago :) Fajnie, że odetchneliście od wszytskiego. Mi się też marzy taki wyjazd całą rodziną :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
mama Łukasza :)
Z całego serca życzę Wam, aby się udało.
UsuńDziś wiem, jak jest to ważne dla rodziny. Zróbcie wszystko, aby się udało.
Trzymam za to kciuki.
Przytulam, wspieram. Pamiętaj, że nie musisz dawać rady :) I że i tak będę obok, choć daleko.
OdpowiedzUsuńJowita
Dzięki, kochana.
UsuńNo oczywiście, że jesteśmy i czekamy na wieści od Franka, i na różne mądre rady, trafne obserwacje,
OdpowiedzUsuńciekawe spostrzeżenia, słowem na ten wyjątkowy blog!
Dziękuję, Ago.
UsuńDzielna jesteś, jak Franek, wiesz?
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię!
Gdynianko...:*
UsuńMnie też czasem nachodzą dziwne pomysły, ale czekam aż sobie pójdą. Dobrze, że ten z zamykaniem bloga już odpuścił. Ja jestem od Dzielnego Franka uzależniona:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Almiga, Tobie też dziękuję bardzo za te słowa :*
Usuń