środa, 10 sierpnia 2011

Kilogram szczęścia

W 29 tyg. poszłam na kolejne "usg genetyczne", tym razem z badaniem przepływów w tętnicach macicznych. Wypadło fatalnie - dziecko rozwinięte na 26 hbd. Dwa dni po tym badaniu, 1.08.2009, trafiłam do szpitala ze skurczami. Włączono tokolizę, skurcze uspokoiły się. Lekarze postanowili walczyć o każdy dzień Frania w moim brzuchu.
W piątek, 7.08.2009, na wieczornym obchodzie powiedziałam lekarzowi, że dziwnie się czuję. Nie wiem co się dzieje, nic mnie nie boli, ale dziwnie się czuję. Wziął mnie na badanie, wypadło dobrze.
- Wie pani, jeśli się teraz urodzi, to szanse niewielkie. Zrobimy o godz. 22 ktg. Na wszelki wypadek.
Ktg wykazało całkowite odklejenie się łożyska.
Cięcie cesarskie na cito.

I tak urodził się ten mój hipotroficzny kilogram szczęścia - z pojedynczymi uderzeniami serca, reanimowany zaraz po urodzeniu. Dopiero po 2-3 godzinach przyszła lekarz dyżurna i powiedziała, że mały żyje, ale stan jest bardzo ciężki, że na pewno wylewy są, że trzeba czekać.
Rano zjawiła się ordynator OIOMu Noworodkowego za słowami:
- Pani wie, co pani urodziła. Dziecko z sepsą, z wrodzonym zapaleniem płuc, z RDSem, z...
- Ale skąd sepsa?? Skąd zapalenie płuc??
- No ja nie wiem co pani w ciąży robiła. Można dziecko ochrzcić, jeśli pani chce, u nas pielęgniarki chrzczą. Bo ja nie wiem, co to będzie. To wie pani, to szanse są niemal żadne. 

Rozpacz..czarna dziura.
Pustka..
Czy to się dzieje naprawdę?..
Moje dziecko umiera..
Moje dziecko..

***
Kilka miesięcy po urodzeniu się Frania przeczytałam wpisy na forum, na którym pisałam kilka lat. Tyle znajomych i nieznajomych mi osób modliło się za Frania, za nas w tym trudnym okresie. Jeszcze raz dziękuję wszystkim życzliwym duszom za wsparcie, jakie wtedy otrzymałam. Dziękuję wszystkim, którzy wtedy i dzisiaj są przy nas. Bez Was nie bylibyśmy tu, gdzie jesteśmy. Dziękujemy.


Wpis z 9.08.2009
autorka: DomPodSosnami
Dobry Panie Boże, wiesz, że często nie potrafię się tak pięknie modlić, jakby należało. Ale Ty jesteś samym Dobrem i Miłością - jeśli więc nie jest to wbrew Twoim planom, proszę Cię - przywróć zdrowie Agnieszce i Jej maleńkiemu synkowi. Tyle nas tutaj czeka i ma nadzieję na dobre wieści, nie rób nam zawodu, dobry Panie Boże. To taki prosty list do Ciebie, żeby nie zawracać Ci głowy za długo.
Bardzo, bardzo prosimy - daj zdrowie Agnieszce i Franusiowi...

4 komentarze:

  1. Wzruszyłam się ogromnie, wspominając tamten czas, oczy mi jakoś troszkę się spociły. ;)
    Dobrze, że powstaje ten blog, będzie wspomnieniem, zapisem i - wsparciem dla wielu osób, dla takich Mam , jak Ty. Buziaki i lecę mieszać w kociołkach! ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Aguś :))
    serce strasznie boli, gdy czytam co przeszłaś... co Franuś przeszedł...
    najbardziej chyba żal tej znieczulicy lekarzy... wiem, ze dla nich Franek to kolejny pacjent, ale choć odrobina współczucia, może inny dobór słów zdziałały by cuda...
    i będę powtarzać codziennie :) cieszę się, że choć wirtualnie, ale Cię i Franka poznałam :))
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  3. DPS, Twoje mieszanie ma szczególna moc:)

    Anne, ja niby rozumiem dziś już, że pojawienie się takiego 'ciężkiego' krasnala na oddziale to ogromny stres, ale wtedy czułam się strasznie.. Nie dość, że koszmarne poczucie winy, to jeszcze słowa, które aż bolą.. Przy każdym oddziale reanimacyjnym czy OIOMie powinien być psycholog. Pamiętam raz, gdy popłakałam się na OIOMie, nie maiłam po prostu już siły, pielęgniarka wyprosiła mnie i zaczęła ochrzaniać, że muszę byc silna, że muszę się opanować, że mam nie wydziwiać.. Oj, nawet nie chcę przypominac sobie tych wszystkich trudniejszych chwil.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tez urodzilam w 29 tyg. coreczke zapraszam na moj blog poswiecony Emilce.:)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Anonimowy Gościu,
bardzo proszę, podpisz swój komentarz swoim imieniem, aby łatwiej było mi na niego odpowiedzieć.
Dziękuję