A kto powiedział, że w mieście dziecko nie może biegać po kałużach? I wrócić do domu mokre posampas? Oto dowód, że może:
Życie w Opolu prawie się więc nie różni od naszego życia karkonoskiego. Prawie stanowi jednak w pewnych okolicznościach przyrody poważną różnicę.
Różnica na plus - duuużo ślizgawek, które Franula pokochał miłością szczerą i przełamał swój strach przed samodzielnym zjeżdżaniem z nich. Oto dowód (moja komórka ostatnio bardzo szwankuje, stąd niecodzienne zakończenie filmiku):
Niestety są też minusy. Franula ma dużą nadwrażliwość słuchową, stąd zapewne ma też tak duże problemy z akceptacją dużych grup dzieci (bo dzieci piszczą, krzyczą, śmieją się głośno). Jednym z dźwięków, który sprawia wręcz fizyczny ból Franiowi jest dźwięk wiertarki. Dziś, krótko po godz. 8 rano, ekipa panów robotników ruszyła do pracy z wiertarkami udarowymi w piwnicy - wymiana rur wodnych. Franulek był aż sztywny od płaczu - ubieraliśmy go w biegu i uciekliśmy z mieszkania.. Panowie skończyli pracę po godz. 16. Wymyślaliśmy przysłowiowe "cuda na kiju", żeby jakoś zagospodarować czas Franiowi i żeby nie przemarzł na dworze. Obiad pominę milczeniem. Jutro też panowie działają, w poniedziałek też. Jesteśmy chorzy na samą myśl o tym.. Serce boli na widok zapłakanego Franiutka, z zamkniętymi oczami (tak malutek odcina się od świata, gdy mu coś nie pasuje).
Całodzienna akcja w piwnicy bardzo skutecznie pokrzyżowała nam dzisiejsze plany dalszego ustawiania terapii krasnala. Wczoraj udało nam się zakończyć pełnym sukcesem meldunkowy taniec węża;-) W PPP dowiedzieliśmy się wszystkiego na temat wczesnego wspomagania dla krasnalka - w poniedziałek składamy odpowiednie pismo w tej sprawie. Mam już namiary na neurologopedę, SI i hipoterapię. Jeszcze raz dziękuję cioci Gosi, mamie Antosia, za meldunkowe przygarnięcie nas i pokierowanie do PPP. Przy okazji okazało się, że mamy prawdziwe szczęście! W PPP trafiliśmy na panią psycholog, na wizytę u której czeka się nawet kilka miesięcy! A my przyszliśmy, grzecznie dygnęlismy i zwyciężyliśmy:) Francyś OCZYWIŚCIE podbił serce pani psycholog:) Mnie ona też bardzo ujęła, bo jako jeden z niewielu specjalistów nie pytała o stopień wylewów, siatkówkę, "apgary", respirator i inne, lecz zadała proste pytanie, które początkowo kompletnie zbiło mnie z pantałyku:
- Proszę mi powiedzieć, jaki jest Franio.
Po chwili przytkania powiedziałam tylko:
- Jest bardzo pogodnym i ciekawskim dzieckiem.
Po tym stwierdzeniu do gabinetu wszedł Franiowy Tata z krasnalem na rękach, Franula błysnął bielą zębów w zabójczym uśmiechu, następnie strzelił rentgena we wszystkich szafkach, koszu na śmieci, próbował się także dobrać do kompa. A jak:) Pani psycholog stwierdziła, że faktycznie jest pogodnym i ciekawskim młodym człowiekiem:) Pytała także o powody przeprowadzki. Powiedziałam, że wierzymy, że tu Franio będzie miał niezbędną pomoc, bo jesteśmy przekonani, że krasnal nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. To stwierdzenie pani psycholog skwitowała krótko:
- Na pewno nie.
Kończąc wizytę poprosiłam o...numer telefonu w razie gdybym miała pytania. Obiecałam go nie nadużywać. Otrzymałam numer prywatnej komórki a także adres mailowy. Urok Frania działa cuda:)
Ciąg dalszy układania terapii w poniedziałek, jak już pisałam. Dlaczego nie jutro? Bo jutro rano matka jedzie szkolić się w komunikacji niewerbalnej Makaton. Jeszcze godzinę temu zastanawiałam się poważnie, czy nie zrezygnować z wyjazdu, bo nasz budżet coś nie chce z nami ostatnio współpracować. Franiowy Tata stwierdził jednak, że skoro już opłaciliśmy szkolenie, to trzeba jechać i tyle.
Więc jadę.
Najwyżej w październiku na sushi chodzić nie będziemy. Ale w końcu ten problemy mamy nie tylko my, prawda?;-)
Koniec wywodów na dziś, bo rozpisałam się nieprzyzwoicie wręcz.
Ps. Zdanie o sushi to żart oczywiście;-)
Aga ;-) ten numer telefonu pani Beatki mogłaś mieć dużo wcześniej ;-) pamiętasz jak dzwoniłam i pytałam? To właśnie o nią chodziło ;-)
OdpowiedzUsuńTeraz nasze chłopaki mają wspólną panią psycholog ;-)
Tylko teraz jest inaczej - byliśmy, widzieliśmy, rozmawialiśmy...Sama rozumiesz. No i mieliśmy mega szczęście - Gosia mnie uświadomiła.
Usuńmieliście ;-)
Usuńa przed południem możecie się ukryć w Smoczej Jamie (sala zabaw)...ponoć dzieci jak na lekarstwo ;-)
OdpowiedzUsuńmożecie iść do biblioteki dziecięcej...tam cicho i ciepło jest ;-)
możliwości jest sporo ;-)
Haniu, spróbuj wejść z Franiem do miejsca w którym jest wiecej niz dwoje dzieci (już tłum) i do tego jest szum kulek plastikowych (kolejny nietolerowany dźwięk).
UsuńWszelkie sale zabaw odpadają na wstępie.
to biblioteka powinna być OK, ale trzeba sprawdzić czy przedszkolaki na zajęcia w tym czasie nie przylezą ;-)
UsuńProsimy o adres:)
UsuńNo i trzeba założyć, że'coś' w wyglądzie drzwi lub fasady nie odstraszy Frania od wejścia do środka. Bo i taki scenariusz, niestety, jest możliwy.
Plac Kopernika ;-) i na Minorytów (niedaleko naleśnikarni Grabówka)
Usuńhttp://mbp-opole.art.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=95&Itemid=60
Aga, nie dziwię się, że Franio zniewolił swym urokiem kolejną osobę :)
OdpowiedzUsuńwiertarki współczuję :(
trzymajcie się :)
buziaki i pozdrowienia od Nat :)
Mam nadzieję,że w piątek i poniedziałek tego wiercenia będzie mniej. I że na dworze będzie cieplej niż dziś.
UsuńBuziaki przekażę:)
Tylko żeby nie wyrósł na blokersa ;)
OdpowiedzUsuńSpoko, spoko:)
Usuńmatka przyjedzie wykształcona w komunikacji niewerbalnej po szkoleniu to syniowi wytłumaczy wsio;-)
Trzymajcie sie jakos.. z ta wiertarką, u nas odwrotnie Miłosz robi hałas więc moje uszy ledwo to wytrzymuja ale tak jest lepiej dla niego. I napewno wyprowadzka tam to dla was najlepsze molziwe wyjscie ciesze sie ze wam sie udało
OdpowiedzUsuńKasiu, jest to klasyczny objaw nadwrażliwości słuchowej. Paradoksalne, prawda? Franio robi dokładnie to samo - robi wokół siebie duzo hałasu, krzyczy, ale te dźwięki on może kontrolować. Gorzej z odgłosami, nad którymi nie ma kontroli.
UsuńTrzymamy kciuki za szybkie skończenie pracy przez panów z wiertarkami!!
OdpowiedzUsuńFranio jak zwykle jest superaśny :)
A co do sushi... z braku kasy nauczyłam się robić w domu. Delektujemy się czasem jak już dzieciaki pójdą spać...
To byłam ja - Jowita :)
UsuńTO ZDANIE O SUSHI TO BYŁ ŻART!!!:)
OdpowiedzUsuńW zyciu nie bylismy i zyjemy:) Ale ponoć niektórzy w naszym kraju mają taki problem;-)
Górki- Emilka też je uwielbia, a stwierdzenie z "górki na pazurki" dla Emilki oznacza obcinanie paznokci i pojawia się magiczne CIACH-CIACH, a ja mam ubaw! :D Tak jak mówisz w mieście jest więcej atrakcji dla dzieci, choćby i nawet w postaci placów zabaw, których my u siebie na wsi nie mamy -niestety.Są też minusy, jak wszędzie i ze wszystkim. Trzymam kciuki za mądrych specjalistów, niezbyt kosztownych, buziaki :*
OdpowiedzUsuńFranku, mama bardziej by się ucieszyła gdybyś wskakiwał do kałuż ;) Byłbyś mokry po samą szyję; ) Przed wskokiem do kałuży należy oczywiście sprawdzić czy w pobliżu nie ma innych, postronnych osób.
OdpowiedzUsuńGórek jak najwięcej,oby dla Was było tylko "z górki"-Prababka
OdpowiedzUsuńFranek Amant, Pani dr pewnie długo była w szoku :D
OdpowiedzUsuńmoze Cie pociesze, bo Kinio rok temu tak samo reagowal, wiertarka tez byla wrogiem nr 1
OdpowiedzUsuńteraz jak jest starszy wiecej rozumie - i przez to, choc nadwrazliwosc ta sama, mniej sie boi, wiecej swiadomie mowi ze to pan wierci, ze musi sie polozyc (w domysle wyciszyc)
swietnie ze wizyta w pp sie udala, a Franio faktycznie potwierdzil Twoje slowa w 100% :D
Pozdrowienia dla Dzielnego Franka
OdpowiedzUsuńDzielnej Natalki
I Dzielnych Rodziców:)
a moze ten znaczek od "klikania' mozna by umieścić w bardziej widocznym miejscu ?
Anka
(następnym razem spróbuję się zalogować,coby nie być anonimowym ;d)
9
udało się, huurra :)
UsuńAga górki są wszędzie, te radosne są fajne ;) słysząc radosny śmiech Frania az się buzia sama do niego śmieje :))))
OdpowiedzUsuńWiertarka przypomina mi Dąbki... i ja sama nie dziwię się Francikowi też nie znoszę tych dźwięków, zamykam okna itd, musicie to przetrwać oby pogoda wam dopisywała - wtedy zawsze będzie gdzie uciekać ;)
uściski
Justyna, Dąbek nic chyba nie pobije. Oby - taką mam nadzieję. Nie chciałabym nigdy więcej przezywać takich problemów z Franiem jak wtedy tam.
UsuńŻyczę dużo wytrwałości Aga. A kto lubi wiertarki.. Ja stara a sama boje sie tylu rzeczy ze aż dziwie sie ze potrafię funkcjonować:-) a z tym sushi to rozumiem ze chodzi o pana F. :-) bardzo mu współczuje :-D
OdpowiedzUsuńPs pisalas prace mgr na temat mowy werbalnej i niewerbalnej;-) jakoś nie lubię tych słów od tego czasu:-)
Pozdrawiam
Pisalam
OdpowiedzUsuń