Choroba chorobą, ale nowe szczyty zdobywać trza |
Najpierw jednak pojechaliśmy do laboratorium, żeby pobrać krasnalkowi krew. Chciałam iść do lekarza z wynikami, żeby było wiadomo czy to bakterie czy wirus.
Biedny Franulcia zwymiotował ze zdenerwowania zaraz po wejściu do laboratorium. Poprosiłam o wyniki na cito. Morfologię dostaliśmy po 10 minutach, po CRP miałam zadzwonić po upływie godziny. Wróciliśmy do domu zgarniając po drodze Natkę ze szkoły.
Krótko po godz. 15 zadzwoniłam do laboratorium.
- Dzień dobry, miałam zadzwonić po wynik synka, CRP, Franio K.
- Tak, już sprawdzam
(pani sprawdza)
- Mam, wynik 48.
- O choroba, czyli bakterie. Dziękuję, do widzenia.
Zadzwoniłam na komórkę naszej dr, mówię, co się dzieje, że CRP 48. Dr:
- Przyjedźcie po 18.
Oki.
Po jakiejś godzinie zaczęłam się zastanawiać czy babeczka z labu powiedziała mi CRP 48 czy 40 przecinek 8. Postanowiłam na wszelki wypadek zadzwonić i dopytać się. Zadzwoniłam, mówię w czym rzecz, pan miły po drugiej stronie słuchawki:
- To po co pani dzwoni, skoro zna pani wynik?
- Tłumaczę panu, że w tle był szum i mam wątpliwości czy dobrze zrozumiałam - 48 czy 40,8.
- Zaraz sprawdzę
(pan sprawdza)
- Wynik 1,2
- Słuuucham???? To jakiś żart?
- Nie, wynik jest 1,2. Kto pani powiedział ze 48 czy 40,8??
- Pana koleżanka!
- Gdzie pani te krew w ogóle pobierała! Mało materiału było!
- Jak to gdzie pobierałam??? U was!
- I kto to pobierał?
- Nie wiem, niech się pan koleżanek spyta!
(ciśnienie matki 150/200)
- To ja dam koleżankę.
(Ktoś sobie jaja ze mnie robi??? ukryty mikrofon czy jaka cholera??)
Koleżanka przeprosiła za zadymę, powiedziała, że mieli dwoje dzieci z CRP na cito, POMYLIŁY im się próbki, ale 1,2 to na bank krew Frania.
Nosz do jasnej anielki!!! To sobie mam wybrać, który wynik mi bardziej pasuje??? A jak bym ponownie nie zadzwoniła???? Ostatnio jak pobierano Frankowi jonogram, część wyników wyszła taka, że Franula powinien znajdować się w szpitalu w stanie ciężkim. Zadzwoniłam wtedy z prośbą o wyjaśnienie (do labu mamy ok 20 km), pani powiedziała mi przez telefon, ze oni mogą pobrać ponownie za darmo krew na badania. Podziękowaliśmy. Po trzech próbach kłucia Frania i "jejku, jak go tu zakłuć" nie chcieliśmy fundować krasnalowi powtórki.
A na koniec pani mówi do mnie:
- No i własnie z tego powodu mówimy, żeby nie podawać wyników przez telefon.
- Ale to chyba uwaga nie do mnie? Same panie mówiłyście, żeby zadzwonić.
Paranoja jakaś..
Szkoda było w ogóle dzieciaka kłuć.
Celowo nie pojechaliśmy do szpitala, bo nie chcieliśmy narażać Francia na kontakt z innymi ludźmi, ale po tych dwóch wpadkach labu, postanowiliśmy, że więcej tam nie pójdziemy.
Pojechaliśmy ok 18 do przychodni. Fraulcia kaszlał, wymiotował...biduś straszny:( Ale mimo wszystko (czytaj: kilkoro dzieci) krasnal był bardzo dzielny i cierpliwy, trzymał się dzielnie. Naprawdę byliśmy zdumieni, że tak fajnie dał sobie radę.
Na poczekalni rozegrało się kilka ciekawych scenek, kiedyś chyba napiszę o tym osobny post
Dr postanowiła dać Franciowi szansę do środy.
W środę kontrola.
Jeśli zwiększone dawki leków do inhalacji nie pomogą plus leki p wirusowe, to pewnie będzie antybol.
Ale może jednak się uda.
Niestety środowa wizyta w PZG i spotkanie z p psycholog wypada:(
Franiutek nauczył się dziś nowego słowa.."kuj-kuj".. Pokazywał paluszkiem na wierzch dłoni, gdzie był zakłuwany ostatnie dwa razy a potem na paluszek (dzisiejsze kłucie), robił taką biedną minkę i mówił "kuj-kuj".
Dzielny i kochany ten nasz mały chłopaczek..
No faktycznie oszaleć można...tak to jest, mojemu Antosiowi też niedawno pomylili wyniki moczu, wyszło mu tyle białka, że zawału chciałam dostać...powtórzyłam badania na drugi dzień i za tydzień i białka wcale nie było.
OdpowiedzUsuń"Kuj-kuj"- biedny Franeczek, ale z drugiej strony to i powód do radości, nowe słówko i to wcale nie jakieś tam łatwe...krasnalek i w chorobie nie zapomina o nauce :) pilny bobasek i wytrwały
Kuj-kuj...:(
OdpowiedzUsuńBiedny, mały, ale jak bardzo dzielny Francek... Dużo zdrowia, Franiu! A dla mamy-siły.
Zobacz Aga jakie to smutne ze u tych naszych dzieci jednym z pierwszych słów jest takie właśnie kuj kuj a powinny mówic mama ,tata baba..... Jeremek jak widzi tube do podawania leków to juz zaczyna histerycznie płakac i wciska swoja buzkę mi pod pachę..............
OdpowiedzUsuńDzielnego masz synka Agnieszko , bardzo dzielnego!!!!!!!!!!!!
Maluś kochany, jakie to dzielne, jak to walczy...
OdpowiedzUsuńLab jest chyba przez kogoś kierowany - poinformowałabym tę osobę o sytuacji, niech wie. Nie po to, żeby się awanturować z labem, ale po to, żeby może ktoś się tam wkurzył i zainteresował organizacją pracy. Może wtedy inni chorzy będą mniej stresu mieli.
Prawdziwy cyrk!!!W sumie to już nic mnie nie powinno dziwić, w naszym kraju wiele rzeczy funkcjonuje równie źle albo gorzej.Aga ale miałaś przeczucie by zadzwonić raz jeszcze-prawdziwa mamina intuicja.:)
OdpowiedzUsuńA my w czwartek znowu do ośrodka terapia grupowa i spotkanie z psychologiem-kończymy testy mam nadzieje.Emi dzisiaj spała fatalnie nie mam pojęcia o co chodziło,pobudki straszne i częssssste-dziś jestem jak dętka :/
Franio bardzo dzielny biedny maluszek... Kuj kuj to sama nie lubię
OdpowiedzUsuńMiejmy tylko nadzieję, że znowu nie pomylili wyników.
OdpowiedzUsuńHmmm w naszym labie nie podają wyników telefonicznie, za to można o każdej porze je odebrać.
kuj-kuj :)
u nas jest pik-pik i trzeba całować jeszcze dopóki się nie zagoi ;)
Aguś, Franio to na prawdę dzielny chłopak - czekam na historię z poczekalni, a Krasnalka przytulam i życzę duuuużo duuuużo zdrówka! A Tobie cierpliwości przede wszystkim:)
OdpowiedzUsuńPS. Kalendarzyki już doszły - rozdawnictwo rozpoczęte:) buziaki
To może jeszcze odnośnie tego, o czym pisała Joanna.
OdpowiedzUsuńDzisiaj oglądaliśmy książeczki i chłopcy mieli pokazywać, co gdzie jest. Zapytałam o motylka.
Obydwoje w tym samym momencie podciągnęli rękawy bluzek i szukali motylka na rączkach. Na początku nie zajarzyłam, o co im chodzi. Potem zaskoczyłam. Nie spodziewałam się, że to pamiętają. Rany. Moje dzieci nie znają normalnych motyli, tylko takie szpitalne...
Dzięki dziewczyny bardzo.
OdpowiedzUsuńChyba mamy jakiś mini postępik. Tak mi się wydaje na tę chwilę. Jutro o godz 13 wizyta kontrola u dr. Tak się zastanawiam, że jesli Franula prześpi tę noc lepiej niż poprzednią (plizzzz...bo matka stara nie daje już rady;-) ), jeśli jutro kaszel będzie mniejszy, to chyba sobie darujemy tę wizytę. Jeszcze zobaczymy.
Nadal kurczak nic nie je. NIC. Znowu schodnie. Czy on kiedys wyjdzie ponad 11 kg??
Justyna, chłopaki mieli zakładane motylki w szpitalu? Nie powyrywali sobie???
Diety płynnej też nie toleruje, jakieś zupki miksowane...?
OdpowiedzUsuńNie. Pije tylko wodę (chwała Bogu, że pije). Od ostatniego wpisu zjadł prawie cały serek danio.
OdpowiedzUsuńMoże jutro zacznie wreszcie jeść. Francio tak zawsze przy chorobach.
Ile my sie Twojej kaszy ciocia naszukaliśmy dziś!!!!!! Nie ma:(
Skandal norrmalnie.
Ręce opadają, nie zdają sobie sprawy że badania to nie jest czyjeś "widzimisie". Po coś się je robi!
OdpowiedzUsuńA Franio ciągle udowadnia, że jest bardzo dzielny! kuj-kuj
Życzę szybkiego pożegnania z kaszlem bez pomocy antybiotyków!
Aga, jasne, motylki u nas to podstawa ;)
OdpowiedzUsuńIdzie w użycie bajka o tym, że motylek musi pić, wtedy M/J zdrowieje i szybciej wyjdzie do domu.
Dorota, dzis wizyta kontrolna o 13. Wg Franciu ma sie lepiej, wreszcie zjadł troszke kaszki na sniadanie! Zobaczymy co powie pani dr.
OdpowiedzUsuńJustyna, ale czekaj, Ty piszesz o takich motylkach-"motylkach", które maja mega cieniutkie igły? Ale je sobie łatwo wyciagnąć..Czy piszesz o wenflonach?
A bajka dla chłopaków... nie wiem co napisać. Motylki to powinny byc tylko motylki i koniec, prawda?
Nie w naszej rzeczywistości. Takie bajki musimy tworzyć na własny użytek, bo w takiej sytuacji jesteśmy. Ale bajka akurat jest autorstwa pielęgniarek z Polanek :)
OdpowiedzUsuńOj, to nie chciałabyś wiedzieć w takim razie, czym albo kim jest komora inhalacyjna :P
Tak, te cienkie i wenflony też, ale przecież je przyklejają plastrami i bandażują, więc nie sposób je wyciągnąć.
PS. Siedzisz na gg? Mam sprawę.